Ten rok obfitował dla mnie w kilka fajnych wydarzeń i doświadczeń, ale nie zabrakło w nim też rozczarowań, ale o nich nie warto wspominać, ponieważ moje noworoczne postanowienie brzmi: patrzeć optymistycznie w przyszłość i nie rozpamiętywać porażek ;)
A więc, na pewno wiecie, że w 2017 ukazały się dwie moje książki ("Wszystkie twoje marzenia" i "Pod skórą"), co stanowi przełom w mojej pisarskiej karierze, ponieważ do tej pory, w danym roku kalendarzowym ukazywała się tylko jedna pozycja mojego autorstwa :D
Ważnym momentem w mijającym roku było podjęcie decyzji o self-publishingu. Wydawnictwo Znak odrzuciło tekst "Pod skórą", a ponieważ ta powieść była dla mnie niezwykle ważna, postanowiłam, że wydam ją samodzielnie. Miałam kilka chwil niepewności i podjęłam kilka nietrafionych decyzji, ale nie zmienia to faktu, że gdybym miała raz jeszcze podjąć się tego zadania, zrobiłabym to bez wahania. Zdobyłam fajne doświadczenie, które mam nadzieję, przyda mi się w przyszłości, ponieważ nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o samowydawanie ;)
Nadchodzący rok będzie dla mnie wydawniczo przełomowy, ponieważ na rynku pojawią się aż trzy powieści mojego autorstwa. Ponownie rozpoczęłam współpracę z wydawnictwem Novae Res, z którym zadebiutowałam powieścią "Kiedy na mnie patrzysz". Pod marką Novae Res w 2018 ukaże się "Pierwszy raz" oraz "Stand by me". Trzecia powieść, "Sezon na lisa", pojawi się na początku 2019.
Novae Res to nie jedyne wydawnictwo, z którym podjęłam współpracę. Otóż latem 2018 na świecie pojawi się zupełnie nowa, nigdzie nie publikowana powieść pt. "Adam", którą pod swoja marką OMG Books wyda wydawnictwo Znak.
Jestem bardzo ciekawa, jak odbierzecie te powieści i czy przypadną Wam do gustu.
W podsumowaniu chciałabym także pokazać książki, które w mijającym roku mnie poruszyły i stały się inspiracją, bo musicie wiedzieć, że bez czytania, nie ma dla mnie pisania. Książki to moja największa miłość, odskocznia od monotonii dni i lekarstwo na chorobę duszy. Książki, to największa część mojego serca.
Rozpocznę od książek dwóch cudownych pisarek, czyli Elżbiety Rodzeń i Martyny Senator.
Kocham lekkość z jaką pisze Ela. Lubię jej bohaterów, którzy są normalni, zwyczajni, a jednak fascynują. Co prawda, moją największą miłością nadal pozostaje "Dziewczyna o kruchym sercu", ale "Przyszłość ma twoje imię" ma w sobie to, co uwielbiam w książkach Elżbiety Rodzeń, czyli ukazanie miłości w sposób subtelny, ale nie zapomina przy tym o cielesnym aspekcie miłości między dwojgiem młodych ludzi, co dodaje każdej jej powieści realizmu.
W "Ósmym kolorze tęczy" zachwycił mnie piękny, poetycki język. Tej książki się nie czytało, przez tę książkę się przepływało.
Obie autorki są moją największą konkurencją, ale nie mogę przemilczeć tego, że uwielbiam ich twórczość...najwyżej shejtuję je potem na LC z fikcyjnych kont :D ;)
W 2017 poznałam twórczość Simona Becketa.
Powiem szczerze, że już dawno nie czytałam tak dobrze skrojonych kryminałów. Powieści o antropologu sądowym Davidzie Hunterze to mega uczta dla wielbicieli gatunku. Jest tu wszystko, co w tym gatunku uwielbiam, a mianowicie fajny główny bohater (narrator), mężczyzna po przejściach, ale nie jakiś zapijaczony brudny Harry ;), ale fajny facet, którego przyjemnie się "słucha" i w którego świat wchodzi się bez zgrzytu. Jest zaskakująca i trzymająca w napięciu fabuła, dodatkowo okraszona ciekawymi informacjami z dziedziny antropologii sądowej. Mogę śmiało powiedzieć, że Simon Becket stał się dla mnie marką genialnego kryminału.
Ilona Andrews i Marie Rutkoski
Dwie różne pozycje, ale obie równie genialne. Seria o Kate Daniels Ilony Andrews (pseudonim autorski małżeństwa) to dla mnie najlepsza seria urban fantasy. Skończyłam całą dostępną serię i mam olbrzymiego kaca książkowego, którego nie były w stanie wyleczyć nawet inne serie pisarskiego duetu. W serii o magii uwielbiam przede wszystkim humor i kreację postaci, nawet tych pobocznych. Nie ma tam bohatera, którego nie dałoby się polubić. Każdy ma swój indywidualny charakter i zespół cech, których nie da się powielić. Na moje uwielbienie zasługuje także spójna i konsekwentna fabuła, która nie została ani razu zburzona, a to wielka sztuka, jeśli mówimy dziewięciu częściach.
Seria "Niezwyciężona" autorstwa Marie Rutkoski, to zupełnie inny klimat, ale wywołuje we mnie podobne emocje. Kocham gorące, ale subtelne uczucie, które wybucha pomiędzy Arinem i Kestrel. W ogóle uwielbiam tę dwójkę, za ich inteligencję i niezłomne charaktery. Ta niedoceniona u nas seria, to majstersztyk i polecam ją każdemu.
Wspomnienia Stanisława Likiernika autorstwa Emila Marata i Michała Wójcika.
Nigdy nie spodziewałam się tylu emocji po tej książce. Sięgnęłam po nią na chwilę przed rocznicą Powstania Warszawskiego i przepadłam. Po tej lekturze zupełnie inaczej patrzę na Warszawę i miejsca, które przemierzam w drodze do pracy niemal codziennie. Sam Stanisław Likiernik to niezwykle sympatyczna postać, która bardzo realnie, jako naoczny świadek powstania, patrzy na ten zryw. Nie gloryfikuje niepotrzebnej śmierci, ale też nie wytyka winnych. Po prostu opowiada.
I na koniec dwa objawienia roku: "Baśniarz" Antonii Michaelis i "Listy do utraconej" Brigidy Kemmerer.
Końcówka roku przyniosła mi te oto dwie cudowne książki. "Listy do utraconej" zamówiłam po recenzji jednej z blogerek, która stwierdziła, że jest to jedna z nielicznych mądrych młodzieżówek. Ja powoli czuje przesyt książkami dla bardzo młodego odbiorcy, ale tej pozycji postanowiłam dać szansę i nie żałuję. To rzeczywiście mądra i emocjonująco opisana historia o tym, jak wielu z nas cierpi i tęskni za ukochaną osobą. Czasami zapominamy się w swoim cierpieniu i odcinamy od rzeczywistości. Boimy się przestać cierpieć, ponieważ według nas, jest to równoznaczne z tym, że przestaliśmy już kochać utraconą osobę. Czasami wystarczy ktoś, kto nas wysłucha, a czasami kogoś, kto wyciągnie do nas dłoń. O tym właśnie jest ta książka.
"Baśniarz" to jedna z najpiękniejszych książek, jakie przeczytałam w życiu. To obraz miłości pod różnymi postaciami. To opowieść o miłości rodziców do jedynego dziecka, miłości pomiędzy rodzeństwem, pierwszej miłości chłopka i dziewczyny. To opowieść o przyjaźni i strachu większym, niż śmierć. To wszystko autorka zamknęła w pięknej baśni, która swoją naiwnością łagodzi wszystko co jest bolesne, otula bielą wszystko, co jest brzydkie. Książa nie dla wrażliwych serc, bo zbyt mocno je poturbuje.
I to by było na tyle :D
Życzę Wszystkim Szczęśliwego i Zaczytanego 2018 :*
Bardzo udany Rok, oby kolejny był równie dobry, a nawet lepszy.:)
OdpowiedzUsuńPolecam może mało znanego u nas szkockiego pisarza kryminałów Stuart MacBride. A także mojego imiennika Tomasz Hildebrandta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tomasz Omelko