wtorek, 1 maja 2018

WE KRWI rozdział 1



– O kurwa! – sapnąłem, opadając na spocone, gorące ciało Anki.
Jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Orgazmy tej dziewczyny były zawsze długie i intensywne, co strasznie mnie kręciło.
– Mam rozumieć, że było spoko, Adi? – zapytała zachrypniętym i lekko rozbawionym głosem.
Odgarnęła z policzka kosmyk wilgotnych włosów i oblizała nabrzmiałe usta. Byliśmy spoceni i wyczerpani po prawie dwugodzinnym porannym seksmaratonie. Podniosłem się na łokciu i przejechałem palcami po jej nagim i mokrym od potu ciele. Kciukiem zatoczyłem koło wokół jej lewego sutka. Dziewczyna zassała głośno powietrze.
– Było całkiem znośnie – uśmiechnąłem się półgębkiem.
Droczyłem się z nią i ona bardzo dobrze o tym wiedziała. Było nam ze sobą w łóżku zajebiście i jak do tej pory nie spotkałem nikogo, z kim tak dobrze dogadywałbym się na tym polu.
Uśmiechnęła się leniwie i nachyliła do pocałunku, a potem chwyciła mnie za kark i przyciągnęła do siebie z taką mocą, że zderzyliśmy się zębami. Bardzo ją to rozbawiło. Zachichotała głośno. Przyglądałem się smukłemu, opalonemu ciału Ani i zastanawiałem, dlaczego spotykamy się tak rzadko. A tak, przypomniałem sobie i westchnąłem w duchu. Nie chciałem dawać kumpeli fałszywych nadziei na coś więcej, bo też niczego więcej nie chciałem.
Przykryłem dłońmi oczy, próbując wymazać z umysłu twarz, która prześladowała mnie od kilu miesięcy i przez którą nie mogłem wrócić do normalnego trybu życia.
– Zjemy coś? – zapytała Ania, przeczesując palcami moje włosy.
– Jasne. Idź pod prysznic, a ja coś ogarnę.
Chciałem na chwilę zostać sam. Musiałem wyrzucić z głowy obraz dziewczyny o krótkich blond włosach. Musiałem zapomnieć o dołkach w jej policzkach i blasku w błękitnych oczach. Zazwyczaj trwało to kilka minut, potem mogłem już normalnie funkcjonować.
Może kiedyś zdołam usnąć ją z mojego krwiobiegu.
Może kiedyś.
Szum wody spod prysznica przywołał mnie do porządku. Odrzuciłem od siebie pościel, wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Już miałem skierować się do kuchni, gdy usłyszałem znajomy dźwięk…charakterystyczne chlapnięcie. W pośpiechu wygrzebałem z szafy parę znoszonych spodni dresowych i pierwszy lepszy T-shirt. Wyszedłem na balkon, żeby się upewnić, czy mam rację i gdy zlokalizowałem kałużę wymiocin tuż obok donicy z tują, wypadłem z mieszkania jak rażony piorunem.
Dość, kurwa, rzygania na mój balkon.
Na czwarte piętro dotarłem w ekspresowym tempie. W ciągu kilku sekund byłem już pod drzwiami tych jebanych przygłupów i waliłem w nie pięścią. Po dobrej minucie po drugiej stronie usłyszałem szuranie. Drzwi otworzyły się i stanął w nich rozmemłany koleś w spranych gaciach. Jego włosy żyły własnym życiem, a oczy były przekrwione. Wyglądał jak Kudłaty z kreskówki Scoobie Doo.
– Co jest? – wymamrotał zaspany.
– Co jest? – prawie pisnąłem z oburzenia. – To jest, kurwa, że na moim balkonie jest coś twojego i jak zaraz tego nie zabierzesz, to stracę cierpliwość.
Facet skrzywił się, a potem podrapał w rozczochraną głowę.
– Co? – wymamrotał nieprzytomnie, za co chciałbym go trzasnąć w gębę.
– Gówno – przedrzeźniłem go. – Jak jeszcze raz zrzygasz mi się na balkon, to przysięgam, że następnym razem nie przyjdę tu z takim miłym nastawieniem, tylko wywlekę cię stąd i wysmaruję ci w tym ryja. A teraz za szmatę i zapierdalaj na dół to czyścić.
Koleś zachwiał się i odwrócił za siebie. Ten ruch sprawił, że dotarł do mnie odór z mieszkania i zemdliło mnie. Nie, żebym nigdy wcześniej nie był w podobnych okolicznościach przyrody, ale na trzeźwo nie mam zbyt wysokiej tolerancji na zapach przetrawionego alkoholu, fajek i wymiocin.
- Daaaaniel! – krzyknął Kudłaty, odwracając się za siebie.
- Jeju, czemu tak krzyczysz? – dobiegł nas kobiecy głos z jednego z pokoi.
Nim zdołałem objąć rozumem, skąd znam tę ciepłą i dźwięczną barwę głosu, w korytarzu pojawiła się dziewczyna. Jej jasne, krótkie włosy sterczały na wszystkie strony, a policzki były zaróżowione. Góra od piżamy opinała jej pełne piersi, a trochę za długie spodnie zwisały luźno z bioder.
Na kilka sekund zamarłem, a moje serce omal nie wyskoczyło przez gardło. Hania spojrzała wprost na mnie. Zaparło mi dech w piersiach. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Po tym jak spławiła mnie kilka miesięcy temu, nasze drogi nie przecięły się ani razu. Aż do tej pory.
Spostrzegłszy mnie, Hania szybko skryła się w pokoju, z którego przed chwilą wyszła. Zwalczyłem odruch rzucenia się za nią w pogoń, jak to miałem w zwyczaju. Nie mogłem jej cały czas ścigać.
Już nie.
Pokręciłem gwałtownie głową, jak pies, który chce strzasnąć z siebie wilgoć. Moje serce cały czas kołatało się w piersi, a umysł nie pracował na pełnych obrotach. Właśnie tak działała na mnie ta dziewczyna. Jak działka heroiny wstrzyknięta bezpośrednio do żyły. Nienawidziłem jej za to i kochałem jednocześnie.
– Idź zasrańcu na dół i wytrzyj swój haft – odezwał się Kudłaty do kolejnego typa, który wyłonił się z tego samego pokoju, w którym zniknęła Hanka.
Moje dłonie samoistnie zwinęły się w pieści. Zazdrość uderzyła we mnie jak spieniona morska fala. Facet był wysoki i dobrze zbudowany. Na jego lewym bicepsie widniał niedokończony tatuaż, przedstawiający wilka. Mega oryginalnie, pomyślałem z ironią.
Kudłaty przepuścił go w przejściu, a sam schował się we wnętrzu mieszkania. Zrobiłem krok w tył, bo już stąd czułem jego smród. Co Hania, do kurwy nędzy, robi z takim fiutem?
– Dobra, sorry – odezwał się i podrapał w blond czuprynę – Zaraz do ciebie zejdę i to sprzątnę. Daj mi sekundę.
Zamknął mi przed nosem drzwi, a ja stałem tam, jak jakiś debil, nie mogąc otrząsnąć się po tym, co zobaczyłem. Czy to naprawdę była ona? A może ktoś bardzo podobny? Nie, to nie mogła być ona. Takie zbiegi okoliczności po prostu się nie zdarzają.
Jak w transie wróciłem do siebie i rzuciłem się na rozbebeszone łóżko. Jezu, znowu mam omamy, pomyślałem i westchnąłem z bezsilności. Zdarzało się to regularnie odkąd wróciłem do Wrocławia. Widziałem ją na ulicy, w pubie, w autobusie, na uczelni.
– Musze się dziś zalać – mruknąłem do siebie, a potem drgnąłem, gdy w pokoju owinięta tylko ręcznikiem, zjawiła się Anka.
Jej długie, ciemne włosy opadały na ramiona grubymi, mokrymi strąkami. Wyglądała seksownie, ale w tej chwili spostrzegałem to na zupełnie innym poziomie. To była obiektywna prawda, której byłem w pełni świadomy, ale moje myśli nie były w tej chwili w stanie połączyć się z kutasem w spodniach. Wciąż byłem pod wpływem mojego omamu wzrokowo-słuchowego sprzed kilku minut.
– I jak z tym śniadaniem? – zapytała, wycierając ręcznikiem włosy.
A tak, śniadanie, ocknąłem się.
– Sorka, już się zabieram. Miałem dyskusję z frajerem z góry.
Opowiedziałem jej, co zaszło i zacząłem przygotowywać kanapki. Nie byłem wirtuozem w kuchni, ale proste rzeczy nie sprawiały mi trudności. Ada, moja siostra bliźniaczka zawsze mnie opieprzała, gdy próbowałem wmanewrować ją w gotowanie.
Zanim zabrałem się za zaparzanie kawy, rozległ się dzwonek do drzwi. Ania popatrzyła na mnie pytająco.
– To ten zjeb z góry – wyjaśniłem, wstałem i poszedłem mu otworzyć.
– Jestem – zakomunikował, jakby to nie było oczywiste.
– Balkon jest tam, tylko ruchy, bo się spieszę – zastrzegłem.
– Spoko. Będę jak błyskawica – rzucił wesolutko i zarechotał jak knur.
Przysięgam, że miałem ochotę mu przypierdolić za wydanie z siebie tego dźwięku, ale powstrzymałem się. Chciałem mieć najpierw czysty balkon.
– Adi, będę już leciała – Ania była już w pełni ubrana, a w ręce trzymała jedną z kanapek. – Na dziesiątą jestem umówiona z Kaśką. – Podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. – Było fajnie, jak zawsze – puściła do mnie oko – Pa – rzuciła i już jej nie było.
Właśnie za to uwielbiałem Ankę. Była nieskomplikowana i chciała dokładnie tego, co ja. Nasze spotkania zawsze wyglądały tak samo: dużo seksu, mało słów, żadnych deklaracji, żadnej zazdrości. To był właśnie idealny układ.
Zabrałem się za chleb, który obficie wysmarowałem masłem orzechowym i czekoladą. Starałem się także usilnie nie myśleć o tym, co działo się na tarasie, na którym zjeb z góry sprzątał wymiociny. Nie byłem jakoś szczególnie wrażliwy, ale wolałem nie wizualizować sobie jego pracy przy śniadaniu.
– Haaania! – rozległo się nagle zza okna.
Omal nie zadławiłem się chlebem, którego kęs utknął mi w gardle.
– Ej, możesz przynieść mi tu na dół jakąś szmatę? – kontynuował koleś z balkonu.
Na chwilę przestałem oddychać w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Sam sobie przynieś. Ja spadam – odpowiedział przyciszony głos, ale nie na tyle cichym, żebym nie mógł w nim rozpoznać mojej blond obsesji.
Hania. Hania mieszkała w tym samym bloku, co ja, a przynajmniej przebywała w nim w tej chwili. Hania byłam z jakimś frajerem, który zrzygał się na mój balkon. Nie potrafiłem objąć tego rozumem, ale zaczynałem czuć znajomą wściekłość. Wściekłość i frustrację, która towarzyszyła każdej naszej wspólnej chwili. Jej słowa namieszały mi w głowie, jak terapia u psychoterapeuty…tylko tego bardziej chujowego. „Nic do ciebie nie czuję”. „Nie jesteś facetem, z którym mogłabym się związać na stałe”. „Nie pasujemy do siebie”.
Prychnąłem głośno, odkładając na bok chleb z czekoladą. Najwyraźniej znalazła człowieka, z którym mogła się związać na stałe i z którym połączyła ją wspólna pasja, pomyślałem z drwiną i dopiero po chwili zauważyłem, że ściskam dłonią nóż od strony ostrza. Na wewnętrznej stronie ręki pojawiła się czerwona szrama. Całkowicie straciłem apetyt. Włożyłem rękę pod kran i odkręciłem zimną wodę. Najchętniej wsadziłbym pod nią całą głowę, żeby ostudzić ten cały gniew i zawód, którego nie mogłem się pozbyć od tylu tygodni.
W minione wakacje wydarzyło się tak wiele, że do tej pory nie potrafiłem tego wszystkiego poukładać w umyśle. Omal nie straciłem siostry, która była dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Tak wielu ludzi starało się ją skrzywdzić, a ja nie potrafiłem temu przeciwdziałać, co wyrzucałem sobie do tej pory. Zdawałem sobie sprawę, że nie jestem wszechmocny i nie potrafię przewidywać przyszłości, ale nie potrafiłem przestać winić siebie za to, że jej nie uchroniłem. Dzięki Bogu w jej życiu znowu pojawił się Oskar, nasz wspólny przyjaciel ze szkoły, a obecnie „true love” mojej siostry. Z ręką na sercu czułem się o wiele spokojniejszy z myślą, że ten mój osobisty wrzód na dupie ma kogoś, kto się nim opiekuje. Wiedziałem dobrze, że Oskar dałby się za moją siostrę pokroić i szczerze mówiąc, nikt mniej zaangażowany w związek z Adą nie zyskałby mojego błogosławieństwa.
Jak do tej pory to moja siostra miała niefart jeśli chodziło o związki. Ja nigdy nie cierpiałem na tego typu bolączki. Spotykałem się z dziewczynami, z kilkoma nawet byłem dłużej, ale to nie było nic poważnego. Z żadną też nigdy nie chciałem niczego więcej, ale w ostatnie wakacje poznałem kogoś, z kim chciałem spróbować. Los pokazał mi jednak środkowy palec i pozwolił zadurzyć się w dziewczynie, która mnie nie chciała.
Poznałem ją na domówce koleżanki ze szkoły. Krótka i roztrzepana blond czupryna od razu przyciągnęła moją uwagę i Bóg mi świadkiem, nie wiem dlaczego. Dziewczyna nie była w moim typie. Od zawsze stawał mi na widok wysokich smukłych brunetek. Nie, żebym gardził blondynkami, czy ognistymi rudzielcami, ale ciemno i długowłose dziewczyny były moimi pierwszymi celami. Tym razem było zupełnie inaczej. Pożerałem wzrokiem tę niewysoką, zaokrągloną dziewczynę o brązowych oczach i ładnej, ale nieuderzająco pięknej buzi i w głowie miałem milion pomysłów na to, co mógłbym z nią teraz robić. Ściągałem już z niej jasnoniebieskie, obcisłe dżinsy i T-shirt z wytartym nadrukiem, który ciasno opinał jej pełne piersi.
Nie byłem jakiś niewyżyty, ale w tamtym momencie nie potrafiłem się powstrzymać. Ona, w przeciwieństwie do kilku innych lasek z imprezy, w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Na początku myślałem, że to właśnie ta jej nonszalancka poza tak na mnie zadziałała, ale to było coś zupełnie innego.
Obserwowałem ją dość otwarcie, bo nie zamierzałem się kryć z tym, że się nią zainteresowałem. Próbowałem do niej podejść i zagadać, ale cały czas ktoś mnie zaczepiał i próbował wciągnąć w rozmowę. Gdy tajemnicza dziewczyna zniknęła w łazience, poszedłem do kuchni po coś do jedzenia, bo poczułem straszliwą ochotę na słodycze. Niestety, Zuza, gospodyni, zapomniała o moich preferencjach kulinarnych, bo jedyne co zdołałem znaleźć, to jakieś sałatki wielowarzywne, koreczki i tego typu bzdury. Żadnych serników, makowca, czy choćby kostki czekolady.
Musiałem zapić tę nagłą zachciankę, więc otworzyłem sobie piąte piwo. Kuchenne okno wychodziło na tyły domu, gdzie większą część posesji zajmował trawnik. Wyjrzałem przez nie i zastygłem w bezruchu. Na tym właśnie trawniku, w strugach kropli z ogrodowego zraszacza, tańczyła moja blond wróżka. Dziewczyna była bosa i nieświadoma tego, że ktoś ją obserwuje, przez co wydawała się tak bardzo naturalna. W pewnym momencie zaczesała ręką przydługą wilgotną od wody grzywkę i zaczęła powoli kręcić biodrami, płynąc z taktem niedosłyszalnej dla mnie muzyki. Podniosła do góry głowę, odsłaniając smukłą szyję i przejechała po niej palcami. W tamtym momencie wstrzymałem oddech, a moje serce wywróciło młynek w piersi.
Na jej ładnej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, który totalnie mnie zahipnotyzował. W jej lewym policzku pojawił się dołek. Z wrażenia aż jęknąłem sam do siebie, bo zrozumiałem, że mam przejebane.
Głos frajera na moim balkonie wyrwał mnie ze wspomnień.
Muszę się dziś zalać, pomyślałem i zanim zdołałem dwa razy pomyśleć, wychyliłem się przez okno kuchenne, które wychodziło na taras.
– Ta blondyna – zrobiłem głową ruch, wskazując na wyższe piętro – To twoja…laska?
Udawałem zupełny luz, ale w środku poczułem znajomy ścisk. Rozczochraniec potrzebował chwili, żeby się namyślić, a po kilku sekundach zamrugał ze zdziwienia. Wyglądał w tej chwili jakby się dopiero teraz obudził.
– Kto? Hania? – jego twarz pojaśniała i roześmiał się – Boże broń. To moja kuzynka – posłał mi cwaniacki uśmiech i dodał, parskając: – Ale powodzenia.
Nie zwracałem już na niego uwagi. Z głupkowatym podekscytowaniem stwierdziłem, że Hania jeszcze nie upadła tak nisko, żeby zadawać się z kimś takim. W zasadzie to miałem nadzieję, że nie zadawała się z nikim…Byłem totalnym debilem, żeby znowu robić sobie nadzieje, ale co mogłem na to, kurwa, poradzić.
Koleś wybył z mieszkania, a ja nie potrafiłem się na niczym skupić. Musiałem jeszcze ogarnąć jakieś projekty na zaliczenie, ale była sobota i miałem przecież jutrzejszy dzień. I chociaż wiedziałem, że będę jutro umierał na kaca, bo miałem się zamiar dziś sponiewierać, to głęboko we mnie żyła wciąż nadzieja, że do wieczora wydobrzeję. 
Stanąłem przez moment w bezruchu udając sam przed sobą, że zastanawiam się nad moimi dzisiejszymi planami, ale tak naprawdę to nadsłuchiwałem kroków. Słyszałem jak Hanka powiedziała, że zaraz wychodzi, a że w naszym bloku nie było windy, nie mogła zejść inaczej, niż mijając moje mieszkanie.
Podczas czatowania w przedpokoju, nałożyłem rolki, nałokietniki i nakolanniki. Musiałem mieć jakiś wiarygodny pretekst, aby zetknąć się z nią „przypadkiem” na korytarzu. Nagle usłyszałem echo zamykanych na górze drzwi. Wiedziałem, że to była ona. W pośpiechu otworzyłem drzwi i jakby nigdy nic, wyszedłem na zewnątrz, starając się spokojnie stawiać każdy krok.
Gdy Hania znalazła się dokładnie naprzeciw mnie, podniosła oczy. Zatrzymała się nagle i otworzyła usta. Z jej mowy ciała wyczytałem, że najchętniej uciekłaby, nie odwracając się za siebie. Trochę mnie to zakłuło, ale postanowiłem rozegrać to na zimno.
– Hej – przywitałem się.
– Hej – odpowiedziała, podnosząc wysoko podbródek.
Uśmiechnąłem się w myślach na ten jej gest. Zawsze dumna, silna i zdecydowana. Nie martw się, powiedziałem do niej w myślach. Nie zamierzam cię już ścigać.
Nie potrafiłem opanować drżenia dłoni, gdy sięgnąłem do plecaka po klucze. Chciałem zając czymś ręce, żeby nie wyglądać na roztrzęsionego gówniarza. Jej bliskość znowu wprawiła mnie w rozchwianie emocjonalne. Ta przeklęta dziewczyna musiała rzucić na mnie czar. Przy nikim nigdy nie czułem się w ten sposób…jakbym odczuwał wszystko podwójnie. Właśnie to mnie w niej zafascynowało. Jej uśmiech, poczucie humoru i tajemnica w oczach. Całe wakacje próbowałem ją rozwikłać, ale nie udało mi się.
– Co słychać? – zapytałem, żeby ją zatrzymać.
Obserwowałem jej każdy ruch. Nic się nie zmieniła przez te kilka tygodni. Może z wyjątkiem włosów, które były teraz dłuższe i przefarbowane na platynowy blond. Wciąż było mi trudno uwierzyć, że ją widzę.
– Wszystko dobrze – odpowiedziała i na chwilę się zawahała, po czym dodała: – Przykro mi z powodu Ady. Jak ona się czuje?
Na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. Polubiły się z moją siostrą od pierwszego wejrzenia i nie miałem wątpliwości, że jej pytanie było szczerą troską.
– To Ada – uśmiechnął się – Jej nie da się załatwić.
Hania zaśmiała się, ale po chwili ponownie spoważniała.
– To dobrze – pokiwała w zamyśleniu głową. – Nie będę cię zatrzymywać – wskazała na rolki na moich nogach, a ja już miałem odpowiedzieć, że mnie nie zatrzymuje, ale w porę się powstrzymałem.
Hania dobrze wiedziała, że dla niej zawsze miałem czas, ale ona go nie chciała. Jej odrzucenie strasznie mnie dotknęło, ale nie mogłem jej za to znienawidzić, czy choćby poczuć do niej niechęć. To było niemożliwe, co nie oznaczało, że po raz kolejny to ja będę przejmował inicjatywę. Już nie.
– Na razie – rzuciła i nie czekając na moją odpowiedź, pospiesznie zbiegła na dół.
Przełknąłem ciężko ślinę, wzniosłem oczy do góry i pociągnąłem z frustracji za moje krótkie włosy.
– Chryste – syknąłem do siebie i ruszyłem się z miejsca.
Musiałem natychmiast wywiać z głowy wszelkie myśli o Hance, bo znowu popadnę w paranoję, jak wtedy, gdy poszarpałem się z kolesiem, który poprosił ją od tańca. Chodziłem z limem i rozciętą wargą przez dwa bite tygodnie. Co prawda zaraz po bijatyce Hania widząc mnie w takim stanie, trochę zmiękła, ale nie trwało to długo.
Odepchnąłem się od barierki przy wejściu do klatki i ruszyłem z kopyta. Zimny, listopadowy wiatr ciął w twarz i trochę rozjaśniał mi myśli. Poranny seks z Anką dobrze mi zrobił. Czułem się pełen energii, ale wiedziałem, że po tym jak tylko się zatrzymam i odetchnę, do mojej głowy wróci dziewczyna o blond czuprynie.
Przyspieszyłem, czując jak z każdym slajdem jestem bardziej rozluźniony. Ból w mięśniach sprawiał, że czułem kolejny przypływ adrenaliny i uwalniałem umysł od niechcianych myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz