–
Za górami, za lasami w niewielkiej wiosce na ziemiach Zielonego Królestwa żył
sobie chłopiec… – Dziadek zawiesił na chwilę głos.
–
I co było dalej? – zapytała niecierpliwie Kaja.
Dziadek
roześmiał się dobrodusznie.
–
Jeśli będziesz tak przerywać, to nigdy nie dowiesz się, co było dalej.
–
No dobra – odburknęła i okryła się kołdrą po same uszy.
Na
dworze sypał śnieg, a wiatr zawodził w kominie.
–
Chłopiec mieszkał z matką w małej chacie, tuż nad jeziorem zwanym Smoczym Okiem.
Dlaczego tak je zwali, zapytasz?
– Przecież nie pytam – zdziwiła się Kaja,
wychylając zmarznięty nos zza przykrycia.
Dziadek
parsknął, ale szybko się zreflektował.
–
Tak się tylko mówi, Kajtek – odparł z udawaną powagą. – Mówili na nie tak, bo
przed wiekami w okolicy mieszkały smoki, które wiły sobie wokół niego gniazda.
Legenda głosi, że strzegły trzech potężnych kamieni, które miały władze nad
Zielonym Królestwem. Kamień słońca miał moc uzdrawiania, kamień wiatru rządził
żywiołami, a kamień księżyca zamieniał piasek w diamenty.
Złote
i srebrne łuski smoków lśniły w blasku księżyca, a fale na wodzie tworzyły się,
kiedy wzlatywały na swoich błoniastych skrzydłach. Miejscowi
zakradali się niekiedy, żeby podglądać smoki, ale musieli pamiętać o
najważniejszej zasadzie – nie można było spoglądać im w oczy, bo powiadano, że
smoki w ten sposób skradały duszę i człowiek na zawsze stawał się ich
niewolnikiem. Tak mówiono, ale o tych legendach dawno już zapomniano i od
wieków nikt nie widział w okolicy smoków. Pozostało po nich jedynie jezioro.
–
I co z tym chłopcem? – zapytała zaintrygowana Kaja.
–
Pewnego razu, jak co dzień, wypłynął łodzią na Smocze Oko, żeby złowić ryby na
obiad.
Nim
zarzucił sieci, usłyszał wołanie ze środka jeziora. Ktoś wzywał pomocy. Chłopiec,
nie myśląc długo, rzucił się do wody i popłynął topielcowi na ratunek. Po kilku
minutach udało mu się wyciągnąć na brzeg dziewczynkę. Chłopiec nie wiedział, że
właśnie ocalił księżniczkę z Zielonego Zamku, która wymknęła się z komnaty,
żeby udać się na przechadzkę wokół jeziora. Niestety, potknęła się o swój długi
tren i wpadła do wody.
„Dziękuję
ci szlachetny panie za uratowanie mi życia” – powiedziała złotowłosa
księżniczka. „Mój ojciec cię ozłoci. Powiedz tylko, czego chcesz, a to
otrzymasz” – obiecała.
Chłopiec
nie wiedział, czego mógłby sobie życzyć, bo niczego mu w życiu nie brakowało.
Miał kochającą mamę, dach nad głową, a na stole ciepłą strawę. Cóż więcej było
mu potrzeba? Nie chciał jednak urazić honoru złotowłosej księżniczki, dlatego
obiecał, że któregoś dnia zjawi się u bram jej zamku i odbierze swój dług.
Nie
minęło wiele dni, a chłopiec ponownie usłyszał wołanie o pomoc, które dobiegało
ze środka jeziora. Matka pospieszyła chłopca: „Nie zwlekaj, biegnij na pomoc”.
Ku
zdumieniu chłopca, topielicą znowu okazała się Księżniczka, która powtórzyła
wcześniejszą historię o przechadzce i wpadnięciu przez pomyłkę do jeziora.
Chłopiec pomyślał chwilę i zaproponował, że nauczy ją pływać. Nie mógł przecież
co kilka dni wyławiać jej z jeziora, bo to byłoby męczące.
–
Jakaś głupia – skomentowała Kaja, ściągając mocno brwi.
–
Chcesz słuchać dalej?
Kaja
pokiwała skwapliwie głową.
Księżniczka
nie zgodziła się, wymawiając się brakiem czasu. Za kilka dni sytuacja znowu się
powtórzyła. Tym razem chłopiec nie uwierzył w historię o spacerze i potknięciu.
Księżniczka musiała wyznać mu prawdę. Okazało się, że szuka smoczego kamienia
słońca, ale nie potrafi pływać i dlatego tak kiepsko jej szło.
„Dlaczego
potrzebujesz kamienia?” – zapytał ciekawy. „Moja matka choruje” – wyznała.
„Bardzo cierpi i żaden medyk w Zielonym Królestwie nie jest w stanie jej
uzdrowić” – powiedziała zasmucona. „Tylko kamień słońca może tu pomóc”.
Zdjęty
współczuciem chłopiec obiecał udzielić jej wsparcia. Na początek postanowił
nauczyć Księżniczkę pływać. Każdego dnia dziewczynka wymykała się z zamkowej
wieży i biegła nad Smocze Jezioro, żeby razem z chłopcem kontynuować
poszukiwania kamienia słońca.
Mijały
dni. Mijały miesiące. Mijały lata. Poszukiwania nie przynosiły rezultatu. Matka
Księżniczki nikła w oczach. Chłopak nie mógł patrzeć na rozpacz dziewczyny. Jej
smutek stawał się jego smutkiem, a jej łzy bolały tak, jakby ktoś wbijał w jego
serce sztylet.
Matka,
widząc zgryzotę syna, zdradziła mu tajemnicę, której jej rodzina strzegła od
pokoleń.
–
Co to jest zgryzota? – Zainteresowała się Kaja.
–
To jest to samo, co smutek – odparł dziadek i wrócił do opowieści.
Wiedząc,
że era smoków zbliża się do końca, Ostatni Smok o pięknych srebrnych skrzydłach
zaklął jednego z rybaków, który był na tyle odważny, że nie bał się spojrzeć mu
w oczy. „To był pradziad mojego dziadka” – wyjaśniła – „Smok związał jego życie
z życiem kamieni i nakazał mu ich strzec, a gdy przeminą jego dni, miał
przekazać tę wiedze swojemu potomkowi”.
Chłopiec
ucieszył się na tę wiadomość, bo mógł nareszcie pomóc Księżniczce, ale matka
ostrzegła: „Zdradzenie tajemnicy smoczych kamieni wiąże się ze straszną karą.
Zaklęcie wiążące strażnika i kamienie obłożone jest klątwą. Jeśli wydobędziesz
kamienie, albo jeśli zdradzisz komuś tajemnicę ich ukrycia, spotka cię
straszliwa kara”.
„Nie
dbam o klątwy i kary” – powiedział odważnie. – „Największą dla mnie karą jest
patrzenie na smutek Księżniczki. Niczego więcej się nie lękam, matko”.
Dumna
z odwagi syna i jego postawy, zgodziła się zdradzić mu miejsce ukrycia smoczych
kamieni. Chłopiec od razu wyruszył na poszukiwanie, żeby jak najszybciej ulżyć
cierpieniom matki Księżniczki. Zanurkował w głębiny jeziora i wydobył szkatułę
ze smoczymi kamieniami.
Jak
każdego dnia, na brzegu jeziora pojawiła się też Księżniczka. Jej blond włosy i
zielona suknia falowały na wietrze jak skrzydła pradawnego smoka. Serce
chłopaka drgało z radości, gdy wręczał dziewczynie kamień słońca. Księżniczka
ze szczęścia rzuciła się chłopakowi w ramiona, a potem go pocałowała.
–
Bleee. – Skrzywiła się Kaja.
Dziadek
nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się głośno, a potem poczochrał jej blond
czuprynkę.
–
I co było dalej? – niecierpliwiła się.
–
Już. Już. No więc, Księżniczka pobiegła do zamku, nie odwracając się za siebie.
W
tym samym momencie chłopiec nagle poczuł się źle. Nim dotarł do chaty, padł
nieprzytomny. Trawiła go gorączka. Matka obawiała się najgorszego. Złamali
przysięgę i teraz czekała ich kara.
Zanim
nadeszła noc, przed ich chatą pojawił się zastęp wojska, a na jego czele Król,
Władca Zielonego Królestwa. „Oddajcie kamień wiatru i księżyca” – zadudnił.
Dowiedziawszy się o kamieniu słońca, który uzdrowił jego żonę, postanowił
odebrać wieśniakom pozostałe kamienie, żeby stać się najpotężniejszym i
najbogatszym władcą na świecie.
Matka
chłopca odmówiła. Dopiero wtedy pojęła, dlaczego Ostatni Smok chciał trzymać
kamienie z daleka od ludzkich oczu. Chciwość była silniejsza niż wszystkie inne
uczucia.
„Pojmać
ich”. – Usłyszała, ale wtedy z wnętrza chaty rozległ się ryk i po chwili w
powietrze wzleciał olbrzymi smok o wielkich srebrnych skrzydłach i paszczy
wypełnionej setką ostrych zębów. Zatoczył koło nad Królem i jego żołdakami i
zaryczał głośno: „Wynoście się!”.
Ludzie
rozpierzchli się na wszystkie strony, nie odwracając się za siebie. Smok
wylądował przed chatą i przemówił: „Matko”. Kobieta zapłakała. „Przeze mnie już
na zawsze zostaniesz smokiem”. „Nie” – odparł. „To nie twoja wina. Zrobiłbym to
znowu. Nawet, jeśli wiedziałbym, jaki spotka mnie los”. „Dlaczego?” – zapytała
matka. „Bo kocham Księżniczkę i dla niej ukradłbym wszystko. Nawet słońce,
wiatr i księżyc” i po tych słowach odleciał.
Nocą
wrócił nad jezioro, żeby strzec dwóch ostatnich kamieni. Gdy stanął w blasku
księżyca, ponownie stał się człowiekiem. Klątwa działa, bowiem, tylko w blasku
słońca, którego moc zaklętą w kamieniu wykorzystano do wyleczenia Królowej. Gdy
chłopiec myślał już, że spędzi życie w samotności, na brzegu Smoczego Oka
pojawiła się Księżniczkę.
„Miałeś
dług do odebrania” – rzekła i wyciągnęła w jego stronę dłoń, na której leżał
kamień słońca. „Wykradłam go ojcu. Ukryj go tak, żeby nikt go nigdy nie
znalazł”. „Dlaczego to zrobiłaś?” – zapytał. Księżniczka uśmiechnęła się i
powiedziała: „Zrobiłam to z tego samego powodu, dla którego ty zamieniłeś się w
smoka”
Zamknęli
kamienie w metalowej szkatule i zatopili na dnie Smoczego Oka, a gdy wstał nowy
dzień, Księżniczka wsiadła na grzbiet srebrnego smoka i razem wzbili się w
przestworza.
–
I to już koniec? – zapytała oburzona Kaja.
–
Tak – Dziadek okrył ją kołdrą po samą szyję i pogłaskał po głowie.
–
Ale ja chcę jeszcze – Próbowała.
–
Jutro – obiecał dziadek. – Jutro opowiem ci inną. – Uśmiechnął się i zgasił
światło.
Kaja
jeszcze długo myślała o chłopcu zamienionym w smoka i Księżniczce, a gdy
zasnęła, razem z nimi szybowała w przestworzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz