2.
Właśnie
kończyliśmy się ubierać, gdy usłyszeliśmy szarpnięcie za klamkę. Mila odwróciła
się przestraszona, gdy do pokoju dziarskim krokiem wmaszerował Paweł, a tuż za
nim Sara z nietęgą miną.
–
Pięknie – sapnął mój ukochany przyszły szwagier – Wygląda na to, że opłaciłem
miejsce schadzek dla własnej siostry i jej gacha – stanął na środku pokoju i
zwrócił się do Kamili: – Czy ty nie obiecywałaś mi przy wigilijnym stole, że do
Wielkanocy z nim zerwiesz?
Mila
wzruszyła niewinnie ramionami, a ja parsknąłem głośno, narzucając na siebie
kurtkę.
–
Zerwę z nim do kolejnych świąt – obiecała słodko.
Zasalutowałem
Pawłowi na pożegnanie, a do Sary puściłem oko, a ona uniosła jeden kącik ust.
Kamila
w locie złapała kurtkę i torebkę, a potem wzięła mnie za rękę i w ciągu kilku
sekund ewakuowaliśmy się z naszego miejsca schadzek. Miałem wrażenie, że znowu
mam piętnaście lat i macam się z moją pierwszą dziewczyną w jej pokoju, a za
ścianą jej rodzice oglądają Jeden z
dziesięciu.
Ale
to nie była Iza. To była Kamila.
Wybiegliśmy
na zewnątrz i zatrzymaliśmy się przy moim samochodzie. Mila wyglądała na
rozluźnioną i zadowoloną, ale po seksie to był standard. Wciąż się ślizgała na
haju po orgazmie. Cały czas była zaczerwieniona od wysiłku. Nie mogłem się
powstrzymać i przyciągnąłem ją do siebie, a potem pocałowałem. Było w tej
dziewczynie coś, przez co cały czas byłem jej głodny. To było chore, ale chyba
przez te dwa lata zdążyłem się od niej uzależnić. Nigdy nie chciałem czegoś
takiego poczuć, ale stało się…i teraz musiałem wziąć na bary to, w co dałem się
wpakować.
Z
Kamilą coś się ostatnio działo. Często była zamyślona i nieobecna. Tłumaczyła
się, że to przez ślub Pawła i Sary. Często też przyjeżdżała do domu, żeby
spotkać się z Sarą i ogarnąć sprawy związane z imprezą. Kilka razy byliśmy też
u nich we Wrocławiu, gdzie spotkałem się też z Olkiem, moim najlepszym
ziomkiem. On też przeniósł się tam dla dziewczyny. Mało tego, pozmieniał dla
niej wszystkie swoje życiowe plany.
Co
się z nami stało? Pomyślałem z ironią.
Olek
porzucił pomysł podróżowania po świecie, ale nie wyglądał na kogoś, kto by się
poświęcał. Wręcz przeciwnie, wydawał się być szczęśliwy. Paula była dobrą
dziewczyną, tego jednego byłem pewien, ale nie chciałem, żeby kumpel czegoś
potem żałował.
Z
Milą mieszkaliśmy razem od roku, ale przez moją pracę, jej studia i staż
widywaliśmy się w chacie tylko przelotnie. Weekend majowy to była dobra okazja,
żeby ze sobą dłużej pobyć, chociaż noce musieliśmy spędzać osobno w swoich
rodzinnych domach, co było dla mnie kretyńskie. Mila się jednak uparła, bo się
krępowała. Nie chciałem się z nią kłócić, więc się na to zgodziłem, ale było mi
to nie po drodze.
–
Następnym razem też wynajmiemy sobie pokój w hotelu – zastrzegłem – Dość mam
takiej dziecinady – dodałem.
–
Ja też – powiedziała i przytuliła się do mnie – Nie rozstawajmy się dzisiaj,
co? – podniosła na mnie te swoje brązowo-zielone oczy, którymi mnie
zahipnotyzowała tamtego wieczora, gdy Sławek wrobił mnie w podwójną randkę.
Ani
nie miałem na nią ochoty, ani za bardzo czasu, ale jemu zajebiście zależało na
wyrwaniu Sary i chciał, żebym zajął się jej najlepszą psiapsią. Byłem pewien,
że to się kiepsko skończy, bo Sławek nie był mi nawet w stanie powiedzieć, jak
ona wygląda i czy w ogóle przyjdzie.
Gdy
się wtedy spotkaliśmy w Kolibrze,
dostałem jak obuchem w łeb. Sara była ładna, ale Kamila? WOW. Oprócz tego, że
była mega w moim typie, miała to coś w oczach. I to jej poczucie humoru i to
jak dogadywała starszemu bratu. Wpadłem chyba od razu. Czułem też tę chemię
między nami. Próbowałem ją wypadać, flirtując z nią, jak jakiś pojebany. Ona na
to odpowiadała, ale potem zrobiła unik i pomyślałem, że nic z tego nie będzie.
To
samo zakomunikowałem Sławkowi, jeśli chodziło o niego i Sarę. To było brutalne
z mojej strony, ale taka była prawda. Sarze płonął konar na widok Pawła, co
było oczywiste nawet dla niezorientowanego. Wystarczyło tylko na nich raz
zerknąć.
Nie
mogłem o Kamili zapomnieć, dlatego zaryzykowałem i dwa dni później wyhaczyłem
ją na fejsie i zaprosiłem na browara. Stresowałem się, jak wariat. Odpisała mi,
że spoko, pójdzie. Tak się cały dzień szczerzyłem, że prawie dostałem od tego
zajadów.
Nasza
pierwsza randka wszystko przypieczętowała. Mila przestała się kryć z tym, że
miękną jej na mój widok kolana. Gdy ją odprowadziłem pod blok, chyba z dziesięć
minut spędziliśmy na całowaniu się. Dziesięć bitych minut, bez odrywania się od
siebie nawet na sekundę. To było dopiero coś.
Chyba
dałem się wciągnąć w te wycieczki do przeszłości, bo na chwilę odpłynąłem.
–
Marcin? – szturchnęła mnie w biceps.
–
Hmm?
–
Śpimy u mnie, czy u ciebie? – zapytała – Chyba, że masz coś przeciwko? –
podniosła wysoko brwi.
Uśmiechnąłem
się.
–
Trochę tak, bo spychasz mnie w nocy z łóżka, a poza tym masz zawsze zimne giry
– powiedziałem i objąłem ją w pasie.
Mila
pokręciła głową, a potem ziewnęła przeciągle. Boże dopomóż, jak ta dziewczyna mnie
czasami rozczulała. Nie mogłem się powstrzymać i cmoknąłem ją w nos, który
zdążył już zmarznąć. Przytuliła się do mnie i wtuliła twarz w moją szyję. W
takich chwilach potrafiłem nawet zapomnieć o tej pulsującej zazdrości, która
doprowadzała mnie do pierdolca. Nienawidziłem tego, jak Mila patrzyła na tego
typa, Kubę. Nienawidziłem tego, że się na jego widok śliniła, jakby był jakimś
jebanym Chrisem Hemsworthem w stroju Thora. Nie był, ale laski i tak na niego
leciały. Wkurwiały mnie takie posiadówki w gronie obcych ludzi.
Starałem
się, ale i tak w pewnym momencie wylazł ze mnie palant, gdy moja dziewczyna
zapomniała języka w gębie, gdy tamten kolo na nią spojrzał. Tak nie powinno
być. Byłem na nią wściekły, ale jak to bywało wcześniej, tylko przez krótką
chwilę, bo inaczej nie potrafiłem. Za bardzo rozkładała mnie na łopatki i
wystarczyło do tego tylko jedno jej spojrzenie. Nie wspominając o seksie. Jezu,
ta dziewczyna była, jak ogień. Nigdy nie myślałem, że ma w sobie tyle…tyle
wszystkiego.
Lubiła
się pieprzyć wszędzie. Miała swój fetysze – seks w miejscach publicznych.
Kiedyś wyznała, że chciałaby, aby ktoś nas podglądał, gdy to robimy. Nie
powiem, i mnie ta wizja podnieciła, ale chodziło bardziej o to, że to kręciło
ją. Była nieprzewidywalna. Uwielbiałem to. I nigdy nie pozwoliłbym jej odejść.
Wiedziałem to podświadomie już od jakiegoś czasu. Może od samego początku, ale
dopiero niedawno potrafiłem to świadomie sformułować. Nie wyobrażałem sobie już
bez niej życia.
–
Kimamy u mnie – zadecydowałem. – Masz swoje graty w bagażniku?
Skinęła
głową, a ja dałem jej ostatniego całusa w czoło i odsunąłem ją, żeby otworzyć
auto, a potem wysłałem szybkiego SMS-a do mamy, żeby się nas spodziewała za
kilka minut.
–
Ale jestem zmęczona – ponownie ziewnęła i wpakowała się do środka.
Rozumiałem
ją. Spędziliśmy kilka godzin w podróży i po krótkich odwiedzinach w jej domu,
zostaliśmy wyciągnięci na piwo. Sara i Paweł chcieli wręczyć przy okazji tego spotkania
zaproszenia na ślub kilku znajomym. I udało się, upiekli kilka pieczeni na
jednym ogniu.
Odpaliłem
silnik i ruszyłem w stronę północnej części miasta, która przez tutejszych
uznawana była za siedlisko patologii. Zawsze bawił mnie ten podział. Tam
bogaci, a tam biedni. W mojej rodzinie nigdy się nie przelewało, ale nie było
tak źle. Moich rodziców nie było stać na każdą moją zachciankę, ale nie
przymierałem głodem i nie chodziłem nagi.
Gdy
pierwszy raz zaprosiłem do siebie Milę, nie wstydziłem się tego, skąd pochodzę i
co posiadają moi rodzice.
Ja
i Tymek dzieliliśmy dwunastometrowy pokój. Biliśmy się w nim, graliśmy w nim na
playstation i pierwszy raz oglądaliśmy w nim porno. Było nam ciasno, ale
przeżyliśmy. Nie wstydziłem się tego małego, lekko obskurnego pokoju, bo był
częścią mnie i mojego dzieciństwa. Chciałem, żeby Mila zobaczyła go właśnie
takim. Chciałem się przekonać na własne oczy, jak na to zareaguje. Co się dla
niej liczy i czy nie skreśli mnie tylko dlatego, że nie jestem księciem z
bajki. Nie skreśliła. Nie odsunęła się. Ale zareagowała…przy pierwszej wizycie
w moim domu chciała jak najszybciej go…ochrzcić. Pieprzyliśmy się na łóżku
Tymka, jakby jutra miało nie być. Tymon już tu nie mieszkał na stałe, ale
czasami tu wpadał i ten fakt chyba najbardziej podkręciło moją Milę.
Moi
staruszkowie ją pokochali. Widziałem to w ich oczach, gdy ją poznali. Nigdy nie
przyprowadziłem do domu dziewczyny. Nigdy mi na tym nie zależało. Żadna nie
była mi tak bliska, żebym chciał ją przedstawiać rodzinie. Aż nie poznałem
Mili. A ta wiedziała, jak podlizać się mojej matce. Wystarczyło, że zamruczała,
próbując jej sernika i to przypieczętowało uwielbienie mojej rodzicielki. Mama
jest dumna ze swój tajemnej receptury na sernik, którą przekazała jej babcia. Robiła
go tylko dwa raz do roku: na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. Gdy po raz
pierwszy przyprowadziłem do domu Kamilę i poczułem zapach, wydobywający się z
piekarnika, wiedziałem, że oto zyskaliśmy nowe święto. Od tamtej pory mama robi
sernik na Wielkanoc, na Boże Narodzenie i gdy odwiedza nas Kamila.
Zajechaliśmy
pod szaro-beżowy blok z wielkiej płyty. Mieszkanie rodziców mieściło się na
trzecim, ostatnim piętrze bez windy. Ledwie się tam wdrapaliśmy. Ja miałem
trudniej, bo targałem nasze klamoty i samą Milę, która zasypiała na stojąco.
–
Miśka, już jesteśmy w domu – zachęcałem, gdy na drugim piętrze Kamilę dopadł
kryzys.
–
A będzie sernik? – zapytała sennie.
–
Mama wiedziała, że będziesz. Niech odpowiedź nasunie ci się sama –
zażartowałem.
–
Nigdy z tobą nie zerwę – ruszyła wreszcie do góry – Bo kocham ten sernik.
–
Każdy powód jest dobry – stęknąłem, stając naprzeciwko drzwi.
Wsunąłem
klucz do zamka i przekręciłem go z głośnym klikiem. W korytarzu panował
półmrok, a z pokoju rodziców docierał niebieskawe światło telewizora. Mama nie
spała. Jak na zawołanie wyłoniła się z pokoju w swoim kolorowym flanelowym
szlafroku. Na nasz widok wyszczerzyła się szeroko. Rozpostarła ramiona i
zamknęła w nich w pierwszej kolejności Kamilę.
–
Oczywiście. Syn mógłby nie istnieć. Najważniejsza jest Kamila – rzuciłem z udawaną
pretensją.
Tak
naprawdę, to kochałem patrzeć na interakcję tych dwóch najważniejszych dla mnie
dziewczyn.
–
No, żebyś ty chociaż udawał dobrego syna i od czasu do czasu do starej matki
zadzwonił – oderwała się od mojej dziewczyny i objęła mnie mocno.
Jej znajomy zapach, tak jak zapach mieszkania,
był niepowtarzalny i zawsze przywodził mi na myśl bezpieczeństwo. Czując go,
wiedziałem, że miałem w życiu farta. Mama odsunęła się ode mnie i przytrzymała
za ramiona, zadzierając do góry głowę. Była niewysoka i szczupła. W zasadzie w
ogóle się dla mnie nie zmieniała. Ten sam jasnobrązowy odcień, lekko falujących
się włosów i te same wiecznie śmiejące się niebieskie oczy.
–
Zjecie coś? – zapytała.
Odmówiliśmy,
bo byliśmy padnięci.
–
Czuję sernik – powiedziała Mila, ziewając szeroko.
Miała
rację, ja też czułem ten charakterystyczny waniliowy zapach, ale nie
spodziewałem się niczego innego. Moja rodzicielka kochała Kamilę chyba
bardziej, niż mnie.
Mama
zachichotała.
–
Oczywiście, że jest sernik. Zjecie sobie jutro, a teraz marsz do łóżka –
popchnęła mnie i Milę do mojego dawnego pokoju, który prze z tyle lat dzieliłem
z Tymonem. – Pościel macie naszykowaną.
–
Damy sobie radę – powiedziała Kamila i rzuciła się na wznak na łóżku.
Mama
życzyła nam dobrej nocy i zamknęła drzwi. Dziesięć minut później leżeliśmy już
w ciemnościach na mojej starej wersalce. Była strasznie niewygodna, ale byliśmy
tak padnięci, że w tej chwili zasnęlibyśmy nawet na kamieniach.
–
Marcin? – zagadnęła cicho Kamila, gdy zaczynałem odpływać.
–
Hmm? – zamruczałem.
–
Żałujesz? – zapytała.
–
Czego?
–
Tego, że mnie spotkałeś? Chciałeś z Olkiem wyjechać i zobaczyć trochę świata –
podniosła się na łokciu i nachyliła nade mną.
Jej
długie włosy opadły na mój nagi tors. Uniosłem się na przedramionach i
próbowałem spojrzeć jej w oczy, ale w tych ciemnościach to było niemożliwe. Po
prostu dotknąłem jej policzka palcami.
–
O czym ty mówisz? – nie mogłem się wyzbyć z głosu niedowierzania.
Jak
mogła tak pomyśleć? Dlaczego nawiedzają ją takie wątpliwości i to o takiej
porze?
–
Nie wiem – poczułem, że wzrusza ramionami – Tak tylko pytam.
Westchnąłem,
oblizałem spierzchnięte usta i przyciągnąłem ją do siebie, a potem opadłem
plecami na dużą pierzastą poduchę. Kamila ułożyła głowę na mojej piersi.
Zrobiło mi się lepiej.
–
Niczego nie żałuję, Mila. Niczego, co ma związek z tobą i decyzjami, które
podjąłem, gdy cię poznałem – zabrzmiało to strasznie oficjalnie i uroczyście,
ale to dobrze.
Nie
wiem, co się z nią działo, ale zamierzałem dać jej jasno do zrozumienia, że
jeśli chodziło o mnie, to nic się nie zmieniło.
Objęła
mnie ciasno w pasie, a ja przywarłem ustami do jej chłodnego czoła. Tak
zasnęliśmy.
Obudził
mnie jakiś stukot. Otworzyłem oczy, ale zaraz je zmrużyłem, bo w pokoju było za
jasno. Gdy ponownie je otworzyłem, zobaczyłem wyszczerzoną paskudną facjatę
mojego brata.
–
Jezu – jęknąłem na ten widok – Co ty tu robisz?
–
Ja tu też mieszkam, Cinek – cały czas się szczerzył, jak nienormalny.
Nienawidziłem
tego zdrobnienia.
–
Kiedy przyjechałeś? – podniosłem się ciężko, cały czas w stanie zawieszenia
pomiędzy snem a przebudzeniem – Która godzina? – dodałem, nieprzytomnym głosem.
Szukał
czegoś nerwowo w szafce obok biurka, hałasując jak startujący samolot.
Tymon
studiował w Łodzi informatykę i nie wiedziałem, że na weekend majowy przybędzie
do staruszków.
–
Dwie godziny temu, a dochodzi jedenasta, Śpiąca Królewno – prychnął –
Zdążyliśmy już z Milą rozpracować pół blachy sernika.
Dopiero
teraz oprzytomniałem na tyle, żeby zauważyć, że jej obok mnie nie ma.
–
Co robicie? – zawołała Kamila, wpadając do pokoju.
Roztrzepana,
bez makijażu z mokrymi włosami po prysznicu. Skoczyła na łóżko i odbiła się od
sprężynowego siedziska.
–
Próbuję się otrząsnąć po widoku jego paskudnego pyska – przetarłem oczy, a
potem dałem Kamili buziaka.
–
Chryste, co ty z nim zrobiłaś, dziewczyno? – Tymon pokręcił głową z niesmakiem
na naszego buziaka.
Tymon
był ode mnie młodszy o dwa lata. Szczupły, wysoki, ciemnowłosy. Byliśmy
zupełnie różni, jeśli chodziło o wygląd. Tylko oczy mieliśmy takiego samego
koloru. Mimo wszystko ludzie zauważali w nas podobieństwo. Jedni wspominali o
kształcie twarzy, inni o takich samych nosach. No cóż, o nosach wspominali
przed moim spektakularnym wypadkiem na rowerze, po którym już na zawsze byłem
tym „charakterystyczniejszym” z braci.
–
Już ja dobrze wiem, co mu zrobiłam i co mu robię każdego dnia – odparła z insynuacją
w głosie i puściła do Tymona oko.
Nie
byłem pewien, ale chyba mój młodszy brachol się zarumienił.
Taka
była Kamila. Bezwstydna i bezpośrednia. Jak ja to w niej uwielbiałem. Gdybyśmy
byli sami, kazałbym jej zrobić tę rzecz, która teraz pojawiła się w jej sprośnych
myślach.
Tymon
wsadził sobie do ust dwa palcem i udał, że ma odruch wymiotny. Wypadł z pokoju
bez tej rzeczy, na którą polował od dobrych dziesięciu minut.
Kamila
zaśmiała się i opadła plecami na łóżko.
–
Uwielbiam go zawstydzać – przyznała – Jest wtedy taki uroczy – zachichotała.
–
Diablica – szepnąłem jej na ucho i przygryzłem je mocno.
Jej
oddech przyspieszył. Mokre kosmyki przykleiły się do jej szyi i podbródka. Nachyliłem
się nad nią i zaciągnąłem się jej zapachem. Słodkim, owocowym i kompletnie
odurzającym. Zgłodniałem.
–
Wiesz, że nie możemy teraz tego zrobić – zastrzegła, ale słabo i bez
przekonania.
Na
jej policzkach pojawiły się dwa podłużne rumieńce, które miałem ochotę polizać.
Jej cera była prawie nieskazitelna. Tylko mały pieprzyk na linii szczeki
zaburzał ten idealny obraz. Kochałem ten pieprzyk. I ten w kształcie
chrabąszcza na jej ramieniu. I tę małą bliznę na jej obojczyku. I ten jej lekko
zadarty nos.
–
Dlaczego? – Przygryzłem mocno jej dolną wargę.
–
Maaarcinnn – zamruczała seksownie, co jeszcze bardziej mnie pobudziło.
Przywarłem
do niej kroczem. Czuła mnie przez bokserki. Wiedziałem, że też jest podniecona,
ale miała rację. Nie mogliśmy się teraz pieprzyć. Nie, gdy w każdej chwili ktoś
mógł tu wejść i nas zobaczyć. Owszem, ja też fantazjowałem o tym, że ktoś nas
nakrywa, ale na litość boską, nie członek mojej rodziny. Aż tak pojebany nie
byłem.
Odsunąłem
się i zawarczałem z frustracji.
–
Następnym razem musimy sobie zarezerwować pokój schadzek – powiedziała Kamila z
niezadowoloną miną. – Ostatnio cały czas mam ochotę na seks. Czy to normalne? –
zagadnęła, jakby nigdy nic.
Uśmiechnąłem
się.
–
Nie wiem, ale ja się nie skarżę – skwitowałem.
–
Spróbowałbyś – dodała i na chwilę się zamyśliła, jakby odpłynęła myślami gdzieś
daleko ode mnie.
Tak,
jak ostatnio często jej się zdarzało, co zaczynało mnie stresować.
–
Hej –podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu w pasie – Co jest?
–
Nic, Marcin – opasała się moimi ramionami, a w moim wnętrzu zacisnął się gruby
węzeł.
Już
miałem ją do siebie odwrócić i wyciągnąć z niej prawdę, ale do pokoju zajrzała
mama, która kazała nam przyjść na śniadanie.
Westchnąłem
znużony i przysiągłem sobie, że zanim wrócimy do Warszawy, dowiem się, co ją
gnębi. Dowiem się i wszystko…naprawię.
Zdecydowanie coś ją męczy. Tylko co? Dziękuję. ��
OdpowiedzUsuńOho, coś się kroi... :D
OdpowiedzUsuń