Gienia
jak zwykle wyskoczyła w tym swoim kwiecistym fartuchu, który już zawsze
będzie mi się kojarzył tylko z nią. Włosy w kolorze bakłażana zakręciła na trwałą. Pulchna i żwawa. Rzuciła mi się na szyję. Pachniała jakimś ciastem, co tez nieodmiennie przywodziło mi na myśl rodzinny dom.
Ta
kobieta mnie uwielbiała. Z wzajemnością. Traktowałem ją, jak moją trzecią
babcię.
Po
mnie Gienia rzuciła się na szyję Kamili, która odwzajemniła jej uścisk z szerokim uśmiechem.
Zaraz po tym zobaczyłem wychodzącego z domu mojego najlepszego ziomka. Znowu
zapuścił kudły i zaczynał przypominać Tarzana z młodości.
–
Siema – przywitał się ze mną męskim uściskiem ręki i wyszczerzył się szeroko.
Wyglądał,
jak najarane słoneczko. Zaraz po nim wyłoniła się z domu Paula. Jej ruda kita
podskakiwała w rytm dziarskich kroków. Nigdy nie gustowałem w rudych, ale Paula
zweryfikowała mój gust. Była ładna i słodka, jak mały kociak. I do tego ten
kolor włosów. Gdy stawała pod słońce, miało się wrażenie, że płoną. Nie kręciła
mnie w tym sensie, ale miałem ją za zajebistą laskę. Nie dziwiłem się Olkowi,
że się wkręcił.
–
Siema Tarzanie – zagadałem.
–
O właśnie! – krzyknęła Gienia – Marcinku powiedz mu, że wygląda, jak brzydka
kobieta. – Załamała ręce.
Paula
parsknęła głośno.
–
Raczej, jak paź – rzuciła Kamila, witając się z rudą kitą.
–
Walcie się wszyscy – prychnął Olek i zarzucił grzywą – Po prostu mi
zazdrościcie. Nie każdy może mieć taki kolor włosów.
Chcieliśmy
wejść do domu, ale pani Gienia powiedziała, że możemy sobie usiąść w ogrodzie,
bo tam już nakryła i kazała nam zabrać kawę, herbatę i ciasto na zewnątrz. Słońce
przyjemnie grzało, więc nie mieliśmy nic przeciwko temu. Zdjąłem bluzę,
sięgnąłem po spory kawałek placka z wiśniami i podałem go Mili, ale ta szepnęła
mi na ucho, że na razie nie jest głodna. Ostatnio sporo schudła, ale nie
widziałem, żeby odmawiała sobie jedzenia.
Znowu
wróciło to nieprzyjemne uczucie ciężkości w brzuchu. Martwiłem się o nią.
Zerknąłem z ukosa na jej profil. Nie
mogłem się powstrzymać i kciukiem musnąłem jej skroń, a potem odgarnąłem luźny
kosmyk włosów z jej policzka. Kamila posłała mi flirtujące spojrzenie. Zawsze w
gotowości, pomyślałem rozbawiony. Jej apetyt na seks nigdy się nie kończył.
Schudła,
bo miała stresujący okres w pracy. Niedługo czekała ją obrona pracy, a do tego
nie wiedziała, czy dostanie etat w korporacji, w której odrabiała płatny staż. To dlatego, powtórzyłem sobie w myślach
i zabrałem się za ciasto.
–
A gdzie Adaś? – zapytała Kamila.
Rudzielec
numer dwa był fajnym dzieciakiem, którego nie dało się nie lubić. Zabawny,
bystry i strasznie niezmordowany. Omal nas z Olkiem nie zabił, gdy
przystaliśmy na jego pomysł zabawy w Indian i kowbojów. Od tamtego czasu
pobolewa mnie w krzyżu na samą myśl o tej zabawie.
–
Został w domu. Przyjechaliśmy tylko na kilka dni i nie chcieliśmy go męczyć
podróżami – wyjaśniła Paula.
–
A mi smutno – powiedziała Gienia.
To
fakt, uwielbiała smarkacza. Chyba brakowało jej małego dziecka do
rozpieszczania. Olek wybył z domu, a Ela, z którą mieszkała od jakiegoś czasu,
wyjechała na kilka miesięcy do znajomych. Pewnie doskwierała jej samotność.
–
Przyjedzie na wakacje. Już się na to cieszy – pocieszyła ją Paula.
– Nie ma innej opcji, żeby nie przyjechał –
oświadczyła babcia wszystkich wnuków świata.
Westchnęła
i wstała, zapowiadając, że zaraz wróci.
–
Adaś pytał o ciebie – Paula zwróciła się do Kamili.
–
O mnie? – uśmiechnęła się zaskoczona Mila.
–
Chyba się w tobie podkochuje od ostatnich wakacji – powiedziała Paula, a Olek
prychnął głośno.
–
To prawda. Mówił, że jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką spotkał w życiu, a
że nie spotkał wiele dziewczyn w życiu… – Olek wzruszył bezradnie ramionami, a
Mila kopnęła go pod stołem w kostkę.
–
Ty, paziu – wymierzyła w niego palec – Uważaj sobie
Olek
udał, że nie wie, o co chodzi. Ja nie interweniowałem, bo miałem bekę z ich
kłótni. Od początku się czubili, co oznaczało, że od razy przypadli sobie do
gustu. W sumie mojej Mili i Olka nie dało się szczerze nie lubić.
–
A ty? – zagadnął mnie Olek – Coś ty taki cichy?
–
Ja?
–
No ty – powiedział niewyraźnie, bo w tym samym momencie wsunął sobie do ust
ciasto.
–
Dziewczynki! – krzyknęła Gienia przez kuchenne okno.
–
Olek, babcia cię woła – rzuciła Kamila, na co tym razem wszyscy parsknęliśmy
głośnym śmiechem, nawet sam Olek.
–
Ty mała jędzo – syknął mój kumpel i zerwał się z krzesła.
Szybkim, jak ninja ruchem dopadł do Kamili, złapał ją ramieniem za szyję, przechylił
krzesło, na którym siedziała, do tyłu i udawał, że ją dusi. Paula parsknęła, a
Mila próbowała się wyswobodzić, ale nie dała rady i wreszcie oboje wylądowali
na trawie i zaczęli się mocować.
–
Olek! Zostaw ją! – krzyknęła Paula, która posłała mi lekko przerażoną minę.
–
Ej, ej – podszedłem do nich, bo bałem się, że Olek w ferworze wygłupów rzeczywiście
coś jej zrobi.
Kamila
była zadziorna, ale czasami przeceniała swoje możliwości. Olek nie był jakimś
troglodytą, ale mógł ją przypadkiem uderzyć, a tego nie chciałem.
–
Poddaję się! – krzyknęła wreszcie Kamila, dysząc ze zmęczenia.
Olek
wypuścił ją w tym samym momencie, w którym przyszła Gienia. Zastała ich jeszcze
na trawie i z oburzeniem sapnęła głośno.
–
Olek! – krzyknęła – Co ty robisz Kamilce?
–
Nic, babciu. Tylko się wygłupiamy – powiedział równie zgrzany, co moja
dziewczyna.
Babcia
podeszła do niego i trzepnęła go przez głowę.
Pomogłem
Kamili się podnieść i poprawiłem jej rozczochrane włosy. Uśmiechała się
szeroko, wciąż ciężko dysząc. Boże, jak ja jej w tej chwili pragnąłem. Musiała
zobaczyć to w moich oczach, bo przestała się uśmiechać. Nie mogłem oderwać oczu
od jej zaczerwienionych policzków i tych ciemnych oczu, które błyszczały.
Zawsze w takich chwilach błyszczały.
Oblizałem
usta i przyciągnąłem ją do szybkiego buziaka. Na nic więcej nie mieliśmy w tym
momencie czasu.
Gienia
porwała dziewczyny do domu, żeby coś im pokazać. Pewnie znowu coś udźiergała i
chciała im to sprezentować. Kamila miała w domu kilka serwetek i bieżników, nie
wiem, czym jedno różniło się od drugiego.
–
A ty przestań się znęcać nad moją dziewczyną – rzuciłem Olkowi, biorąc kolejny
kawałek ciasta.
Było
zajebiste.
–
Ja się znęcam? – żachnął się, zapychając sobie usta plackiem z wiśniami. –
Przecież ta zołza zawsze się nade mną znęca.
–
Nie pozwalaj sobie – szturchnąłem go nogą w kolano.
Wiedziałem,
że się wygłupia, ale nie lubiłem, gdy tak o niej mówił.
–
Spokojnie. – Podniósł do góry ręce – Przecież wiem, że masz na jej punkcie
świra. Wiedziałem to od momentu, w którym wdrapałeś się wtedy na wiadukt.
Parsknąłem,
przypominając sobie tamten wieczór. Kamila nigdy się o tym nie dowiedziała i
miałem nadzieję, że tak zostanie. To było debilne i w sumie dobrze, że nikt
mnie na tym nie nakrył, bo dostałbym taką grzywnę, że nie pozbierałbym się aż
do teraz.
To
było trzy tygodnie po tym, jak poznałem Kamilę. Nie byliśmy oficjalną parą, ale
widywaliśmy się prawie codziennie. Codziennie się całowaliśmy, a na ostatniej
randce posunęliśmy się nawet dalej, a mianowicie zrobiłem jej dobrze palcami.
Po tamtej akcji wpadłem po uszy. Olek wtedy rozkminiał akcję z Sarą – laską,
która w ciągu niecałych trzech tygodni rozkochała i puściła kantem dwóch moich
kumpli. Nie pojmowałem, co oni w niej takiego widzieli. Jest ładna i fajna z
niej kumpela, ale bez przesady. Co innego Kamila…
Tamtego
wieczora uchlaliśmy się jak świnie. Ledwie trzymaliśmy się na nogach, ale udało
nam się kupić dwie puszki sprayu. Kto nam to sprzedał, pozostaje dla mnie
tajemnicą do dziś. W naszym mieście jest wiadukt przy wyjeździe na małą
obwodnicę. Właśnie w tym miejscu, prawie zwisając z mostu, nabazgrałem wyznanie
miłości dla Kamili. W ostatniej chwili Olek powstrzymał mnie przed podpisaniem
się pod wyznaniem. Nazwiskiem. Taki był plan w mojej pijackiej głowie.
–
Zamknij twarz – upomniałem.
–
To będzie nasza słodka tajemnica – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Może
i bym się przestraszył jego zawoalowaną groźbą, gdyby nie to, że sam miałem na
niego mnóstwo haków. To była transakcja wiązana.
–
Co tam w ogóle u was słychać? – zagadnąłem, żeby zmienić temat. – Jak tam praca
z Pawełkiem? – zapytałem z uśmiechem.
Olek
wzruszył ramionami.
–
Nie jest taki zły, na jakiego wygląda i za jakiego go wszyscy bierzemy –
wyszczerzył się.
Parsknąłem
głośno.
Nie
był. Lubiłem go prowokować i to było moje ulubione hobby, ale nie uważałem,
żeby był złym człowiekiem. Zdecydowanie nie był. Co nie oznaczało, że odpuszczę
sobie darcie z niego łacha. Co to, to nie.
–
To git. A ruda kita? Dogaduje się z Sarą? – zapytałem.
Byłem
ciekaw, czy Paula wiedziała, że Olek był w Sarze zadżumiony.
–
Dogadują się – uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
–
A ty co? Zadowolony, że masz je obie blisko? – zapytałem ściszonym głosem, żeby
nie daj Boże, nie usłyszała tego Paula.
Czyżby
ta czarownica cały czas przewracała mu się po głowie? Tak przynajmniej
wywnioskowałem z tego cwanego uśmieszku. Byłoby to dziwne, ale cholera wie, co
tam się u nich dzieje. A to, że cały czas ma kontakt z Sarą nie ułatwiało
otrząsania się z fatalnego zauroczenia.
–
Co? – żachnął się piskliwym głosem – Nie! – krzyknął – Zwariowałeś? Sara to
przeszłość. Inaczej nie mógłbym się z nią i Pawłem widywać. Poza tym, stary,
przecież mam Paulę. Co ci odwaliło? – pokręcił głowa i zrobił zniesmaczoną minę.
Tuż
nad nami zabzyczał jakiś upierdliwy owad, chyba osa. Machnąłem energicznie
ręką, żeby go odgonić.
–
Nie histeryzuj – wzruszyłem ramionami. –Tak tylko pytam.
–
A u was? – Olek szybko zmienił temat.
Już
miałem oświadczać, że u nas wszystko zajebiście i tak dalej, ale cały czas
miałem przed oczami dziwny wyraz twarzy Kamili z dzisiejszego ranka. I tę nocną
wymianę zdań.
–
Czy ja wiem – powiedziałem oględnie.
Olek
wyglądał na zaskoczonego.
–
Ale, że jak? Nie układa wam się?
–
Nie, nie w tym rzecz – sapnąłem głośno, bo to było zajebiście trudne do
wyjaśnienia, ale to był mój najlepszy kumpel i jeśli nie jemu, to komu innemu
miałbym spróbować to nakreślić – Coś się dzieje z Kamilą. Ostatnio dziwnie się
zachowuje – powiedziałem i napiłem się kompotu z jabłek.
Olek
myślał przez chwilę, odwrócił się za siebie konspiracyjnie i zapytał cicho:
–
Myślisz, że kogoś ma?
Mimo,
że starałem sobie tłumacz jej zachowanie na milion różnych sposobów, właśnie to
zawsze wypływało na sam wierzch moich rozmyślań. Pracowała w firmie, w której
większość stanowili faceci. Taka branża. Spędzała tam całe dnie. To było bardzo
prawdopodobne, że ktoś się wokół niej zakręcił, a ona teraz przeżywa rozterki.
Taki scenariusz doprowadzał mnie do kurwicy, wiec starałem się tego nie
roztrząsać, ale nie byłem pewien, jak długo jeszcze dam radę ignorować to
cholerne uczucie zazdrości. Tego nie dało się dłużej kontrolować.
–
Nie wiem. Myślisz, że to możliwe? – zapytałem z nadzieją, że zaprzeczy.
–
Nie wiem, ale wątpię – powiedział po chwili – Zresztą to by było od razu widać,
a ona nie zachowuje się, jakby jej…nie wiem, nie zależało, czy coś – wzruszył
ramionami z lekkim skrępowaniem.
Fakt,
gadanie o takich sprawach krępowało i mnie, ale z kimś musiałem poruszyć ten
temat.
–
Zapytaj ją – podsunął – Tak po prostu.
–
I co dalej? – rozłożyłem ręce – I co dalej, jeśli okaże się, że to prawda? –
powiedziałem głośniej, a w moim głosie zabrzmiała desperacja.
Zawstydziłem
się tego i odchrząknąłem głośno. Nie wyobrażałem sobie, że to wszystko mogłoby
się tak po prostu skończyć. Z dnia na dzień. Bez ostrzeżenia.
–
Nie wiem, ale układanie czarnych scenariuszy to chyba nie najlepsze rozwiązanie
– ściszył głos – To może chodzić o zupełnie inne sprawy. Może ma dużo na głowie
w robocie.
–
Ma – przyznałem.
–
No widzisz. Po co od razu o najgorszym – powiedział. – A jak seks? – zapytał po
chwili z uśmiechem wąsatego wujka.
Podniosłem
wysoko brwi.
–
Człowieku, zaczyna się od bzykania, a właściwie od jego braku – wyjaśnił ten
znawca związków od siedmiu boleści – No więc jak? – wyszczerzył się jeszcze
szerzej.
Nie
mogłem się powstrzymać i też się uśmiechnąłem. Co, jak co, ale na to nie mogłem
narzekać.
–
Jest dobrze – powiedziałem tylko.
Nie
chciałem temu zboczeńcowi naszykowanemu na pikantne szczegóły, zdradzać
czegokolwiek więcej.
Przez
chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Po chwili z domu wyłoniły się dziewczyny, a za
nimi Gienia. Znowu miały ręce pełne udźierganych rzeczy. Nie wiem, co to było
tym razem, ale widać było, że im się spodobało.
–
A coś dla mnie? – zapytałem babcię Olka.
–
Następnym razem zrobię ci na drutach ciepłe gacie – obiecała, a reszta wybuchła
śmiechem.
Dołączyłem
do nich. Znowu wszystko wróciło do normy, a ja porzuciłem najczarniejsze myśli.
W
drodze do domu pomyślałem, że nie chcę się na razie z nikim dzielić Kamilą.
Ostatnio mieliśmy tak mało czasu dla siebie, dlatego zaproponowałem, że zabiorę
ją na obiad. Taki substytut randki, której nie mieliśmy od dawna. To było
głupie, ale zaczynaliśmy przypominać małżeństwo z trzydziestoletnim stażem, co
lekko mnie przerażało. Na to mieliśmy jeszcze czas. Teraz powinniśmy być dalej
sobą i jak najdłużej to wszystko zachować.
Wybraliśmy
zajazd przy wyjeździe z miasta. Byliśmy tam na jednej z naszych pierwszych
randek. Lubiłem to miejsce. W lecie udostępniano plac, na którym można było
zorganizować ognisko, albo grilla.
–
Lubię to miejsce. Dobrze tam karmią – powiedziała Kamila, która pogładziła się
po brzuchu – Jestem już głodna.
–
Ciebie łatwiej ubrać, niż wyżywić – zażartowałem, za co dostałem kuksańca w
bok.
Parsknąłem.
Była taka szczupła. Mogła jeść ile wlezie, a i tak nie tyła. Sara jej to cały
czas wyrzucała.
–
Cieszę się, że zrobiliśmy sobie wolne – kontynuowała – Chyba jestem zmęczona
–dodała i posłała mi słodki uśmiech.
Nie,
to niemożliwe, żeby mnie zdradzała, pomyślałem od razu. Nie mogłaby się tak do
mnie uśmiechać, gdyby miała innego faceta. Kamila nie była taka.
Dotknąłem
dłonią jej karku i kciukiem musnąłem wrażliwe miejsce za uchem. Mila zamruczała
jak kotka i wtuliła twarz w moją dłoń.
Nie,
nie zrobiłaby mi tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz