niedziela, 1 grudnia 2019

DAWNO, DAWNO TEMU...rozdział 4


Gienia jak zwykle wyskoczyła w tym swoim kwiecistym fartuchu, który już zawsze będzie mi się kojarzył tylko z nią. Włosy w kolorze bakłażana zakręciła na trwałą. Pulchna i żwawa. Rzuciła mi się na szyję. Pachniała jakimś ciastem, co tez nieodmiennie przywodziło mi na myśl rodzinny dom.
Ta kobieta mnie uwielbiała. Z wzajemnością. Traktowałem ją, jak moją trzecią babcię.

Po mnie Gienia rzuciła się na szyję Kamili, która odwzajemniła jej uścisk z szerokim uśmiechem. Zaraz po tym zobaczyłem wychodzącego z domu mojego najlepszego ziomka. Znowu zapuścił kudły i zaczynał przypominać Tarzana z młodości.
– Siema – przywitał się ze mną męskim uściskiem ręki i wyszczerzył się szeroko.
Wyglądał, jak najarane słoneczko. Zaraz po nim wyłoniła się z domu Paula. Jej ruda kita podskakiwała w rytm dziarskich kroków. Nigdy nie gustowałem w rudych, ale Paula zweryfikowała mój gust. Była ładna i słodka, jak mały kociak. I do tego ten kolor włosów. Gdy stawała pod słońce, miało się wrażenie, że płoną. Nie kręciła mnie w tym sensie, ale miałem ją za zajebistą laskę. Nie dziwiłem się Olkowi, że się wkręcił.
– Siema Tarzanie – zagadałem.
– O właśnie! – krzyknęła Gienia – Marcinku powiedz mu, że wygląda, jak brzydka kobieta.  – Załamała ręce.
Paula parsknęła głośno.
– Raczej, jak paź – rzuciła Kamila, witając się z rudą kitą.
– Walcie się wszyscy – prychnął Olek i zarzucił grzywą – Po prostu mi zazdrościcie. Nie każdy może mieć taki kolor włosów.
Chcieliśmy wejść do domu, ale pani Gienia powiedziała, że możemy sobie usiąść w ogrodzie, bo tam już nakryła i kazała nam zabrać kawę, herbatę i ciasto na zewnątrz. Słońce przyjemnie grzało, więc nie mieliśmy nic przeciwko temu. Zdjąłem bluzę, sięgnąłem po spory kawałek placka z wiśniami i podałem go Mili, ale ta szepnęła mi na ucho, że na razie nie jest głodna. Ostatnio sporo schudła, ale nie widziałem, żeby odmawiała sobie jedzenia.  
Znowu wróciło to nieprzyjemne uczucie ciężkości w brzuchu. Martwiłem się o nią. Zerknąłem z ukosa na jej profil.  Nie mogłem się powstrzymać i kciukiem musnąłem jej skroń, a potem odgarnąłem luźny kosmyk włosów z jej policzka. Kamila posłała mi flirtujące spojrzenie. Zawsze w gotowości, pomyślałem rozbawiony. Jej apetyt na seks nigdy się nie kończył.
Schudła, bo miała stresujący okres w pracy. Niedługo czekała ją obrona pracy, a do tego nie wiedziała, czy dostanie etat w korporacji, w której odrabiała płatny staż. To dlatego, powtórzyłem sobie w myślach i zabrałem się za ciasto.
– A gdzie Adaś? – zapytała Kamila.
Rudzielec numer dwa był fajnym dzieciakiem, którego nie dało się nie lubić. Zabawny, bystry i strasznie niezmordowany. Omal nas z Olkiem nie zabił, gdy przystaliśmy na jego pomysł zabawy w Indian i kowbojów. Od tamtego czasu pobolewa mnie w krzyżu na samą myśl o tej zabawie.
– Został w domu. Przyjechaliśmy tylko na kilka dni i nie chcieliśmy go męczyć podróżami – wyjaśniła Paula.
– A mi smutno – powiedziała Gienia.
To fakt, uwielbiała smarkacza. Chyba brakowało jej małego dziecka do rozpieszczania. Olek wybył z domu, a Ela, z którą mieszkała od jakiegoś czasu, wyjechała na kilka miesięcy do znajomych. Pewnie doskwierała jej samotność.
– Przyjedzie na wakacje. Już się na to cieszy – pocieszyła ją Paula.
  Nie ma innej opcji, żeby nie przyjechał – oświadczyła babcia wszystkich wnuków świata.
Westchnęła i wstała, zapowiadając, że zaraz wróci.
– Adaś pytał o ciebie – Paula zwróciła się do Kamili.
– O mnie? – uśmiechnęła się zaskoczona Mila.
– Chyba się w tobie podkochuje od ostatnich wakacji – powiedziała Paula, a Olek prychnął głośno.
– To prawda. Mówił, że jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką spotkał w życiu, a że nie spotkał wiele dziewczyn w życiu… – Olek wzruszył bezradnie ramionami, a Mila kopnęła go pod stołem w kostkę.
– Ty, paziu – wymierzyła w niego palec – Uważaj sobie
Olek udał, że nie wie, o co chodzi. Ja nie interweniowałem, bo miałem bekę z ich kłótni. Od początku się czubili, co oznaczało, że od razy przypadli sobie do gustu. W sumie mojej Mili i Olka nie dało się szczerze nie lubić.
– A ty? – zagadnął mnie Olek – Coś ty taki cichy?
– Ja?
– No ty – powiedział niewyraźnie, bo w tym samym momencie wsunął sobie do ust ciasto.
– Dziewczynki! – krzyknęła Gienia przez kuchenne okno.
– Olek, babcia cię woła – rzuciła Kamila, na co tym razem wszyscy parsknęliśmy głośnym śmiechem, nawet sam Olek.
– Ty mała jędzo – syknął mój kumpel i zerwał się z krzesła.
Szybkim, jak ninja ruchem dopadł do Kamili, złapał ją ramieniem za szyję, przechylił krzesło, na którym siedziała, do tyłu i udawał, że ją dusi. Paula parsknęła, a Mila próbowała się wyswobodzić, ale nie dała rady i wreszcie oboje wylądowali na trawie i zaczęli się mocować.
– Olek! Zostaw ją! – krzyknęła Paula, która posłała mi lekko przerażoną minę.
– Ej, ej – podszedłem do nich, bo bałem się, że Olek w ferworze wygłupów rzeczywiście coś jej zrobi.
Kamila była zadziorna, ale czasami przeceniała swoje możliwości. Olek nie był jakimś troglodytą, ale mógł ją przypadkiem uderzyć, a tego nie chciałem.
– Poddaję się! – krzyknęła wreszcie Kamila, dysząc ze zmęczenia.
Olek wypuścił ją w tym samym momencie, w którym przyszła Gienia. Zastała ich jeszcze na trawie i z oburzeniem sapnęła głośno.
– Olek! – krzyknęła – Co ty robisz Kamilce?
– Nic, babciu. Tylko się wygłupiamy – powiedział równie zgrzany, co moja dziewczyna.
Babcia podeszła do niego i trzepnęła go przez głowę.
Pomogłem Kamili się podnieść i poprawiłem jej rozczochrane włosy. Uśmiechała się szeroko, wciąż ciężko dysząc. Boże, jak ja jej w tej chwili pragnąłem. Musiała zobaczyć to w moich oczach, bo przestała się uśmiechać. Nie mogłem oderwać oczu od jej zaczerwienionych policzków i tych ciemnych oczu, które błyszczały. Zawsze w takich chwilach błyszczały.
Oblizałem usta i przyciągnąłem ją do szybkiego buziaka. Na nic więcej nie mieliśmy w tym momencie czasu.
Gienia porwała dziewczyny do domu, żeby coś im pokazać. Pewnie znowu coś udźiergała i chciała im to sprezentować. Kamila miała w domu kilka serwetek i bieżników, nie wiem, czym jedno różniło się od drugiego.
– A ty przestań się znęcać nad moją dziewczyną – rzuciłem Olkowi, biorąc kolejny kawałek ciasta.
Było zajebiste.
– Ja się znęcam? – żachnął się, zapychając sobie usta plackiem z wiśniami. – Przecież ta zołza zawsze się nade mną znęca.
– Nie pozwalaj sobie – szturchnąłem go nogą w kolano.
Wiedziałem, że się wygłupia, ale nie lubiłem, gdy tak o niej mówił.
– Spokojnie. – Podniósł do góry ręce – Przecież wiem, że masz na jej punkcie świra. Wiedziałem to od momentu, w którym wdrapałeś się wtedy na wiadukt.
Parsknąłem, przypominając sobie tamten wieczór. Kamila nigdy się o tym nie dowiedziała i miałem nadzieję, że tak zostanie. To było debilne i w sumie dobrze, że nikt mnie na tym nie nakrył, bo dostałbym taką grzywnę, że nie pozbierałbym się aż do teraz.
To było trzy tygodnie po tym, jak poznałem Kamilę. Nie byliśmy oficjalną parą, ale widywaliśmy się prawie codziennie. Codziennie się całowaliśmy, a na ostatniej randce posunęliśmy się nawet dalej, a mianowicie zrobiłem jej dobrze palcami. Po tamtej akcji wpadłem po uszy. Olek wtedy rozkminiał akcję z Sarą – laską, która w ciągu niecałych trzech tygodni rozkochała i puściła kantem dwóch moich kumpli. Nie pojmowałem, co oni w niej takiego widzieli. Jest ładna i fajna z niej kumpela, ale bez przesady. Co innego Kamila…
Tamtego wieczora uchlaliśmy się jak świnie. Ledwie trzymaliśmy się na nogach, ale udało nam się kupić dwie puszki sprayu. Kto nam to sprzedał, pozostaje dla mnie tajemnicą do dziś. W naszym mieście jest wiadukt przy wyjeździe na małą obwodnicę. Właśnie w tym miejscu, prawie zwisając z mostu, nabazgrałem wyznanie miłości dla Kamili. W ostatniej chwili Olek powstrzymał mnie przed podpisaniem się pod wyznaniem. Nazwiskiem. Taki był plan w mojej pijackiej głowie.
– Zamknij twarz – upomniałem.
– To będzie nasza słodka tajemnica – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Może i bym się przestraszył jego zawoalowaną groźbą, gdyby nie to, że sam miałem na niego mnóstwo haków. To była transakcja wiązana.
– Co tam w ogóle u was słychać? – zagadnąłem, żeby zmienić temat. – Jak tam praca z Pawełkiem? – zapytałem z uśmiechem.
Olek wzruszył ramionami.
– Nie jest taki zły, na jakiego wygląda i za jakiego go wszyscy bierzemy – wyszczerzył się.
Parsknąłem głośno.
Nie był. Lubiłem go prowokować i to było moje ulubione hobby, ale nie uważałem, żeby był złym człowiekiem. Zdecydowanie nie był. Co nie oznaczało, że odpuszczę sobie darcie z niego łacha. Co to, to nie.
– To git. A ruda kita? Dogaduje się z Sarą? – zapytałem.
Byłem ciekaw, czy Paula wiedziała, że Olek był w Sarze zadżumiony.
– Dogadują się – uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
– A ty co? Zadowolony, że masz je obie blisko? – zapytałem ściszonym głosem, żeby nie daj Boże, nie usłyszała tego Paula.
Czyżby ta czarownica cały czas przewracała mu się po głowie? Tak przynajmniej wywnioskowałem z tego cwanego uśmieszku. Byłoby to dziwne, ale cholera wie, co tam się u nich dzieje. A to, że cały czas ma kontakt z Sarą nie ułatwiało otrząsania się z fatalnego zauroczenia.
– Co? – żachnął się piskliwym głosem – Nie! – krzyknął – Zwariowałeś? Sara to przeszłość. Inaczej nie mógłbym się z nią i Pawłem widywać. Poza tym, stary, przecież mam Paulę. Co ci odwaliło? – pokręcił głowa i zrobił zniesmaczoną minę.
Tuż nad nami zabzyczał jakiś upierdliwy owad, chyba osa. Machnąłem energicznie ręką, żeby go odgonić.
– Nie histeryzuj – wzruszyłem ramionami. –Tak tylko pytam.
– A u was? – Olek szybko zmienił temat.
Już miałem oświadczać, że u nas wszystko zajebiście i tak dalej, ale cały czas miałem przed oczami dziwny wyraz twarzy Kamili z dzisiejszego ranka. I tę nocną wymianę zdań.
– Czy ja wiem – powiedziałem oględnie.
Olek wyglądał na zaskoczonego.
– Ale, że jak? Nie układa wam się?
– Nie, nie w tym rzecz – sapnąłem głośno, bo to było zajebiście trudne do wyjaśnienia, ale to był mój najlepszy kumpel i jeśli nie jemu, to komu innemu miałbym spróbować to nakreślić – Coś się dzieje z Kamilą. Ostatnio dziwnie się zachowuje – powiedziałem i napiłem się kompotu z jabłek.
Olek myślał przez chwilę, odwrócił się za siebie konspiracyjnie i zapytał cicho:
– Myślisz, że kogoś ma?
Mimo, że starałem sobie tłumacz jej zachowanie na milion różnych sposobów, właśnie to zawsze wypływało na sam wierzch moich rozmyślań. Pracowała w firmie, w której większość stanowili faceci. Taka branża. Spędzała tam całe dnie. To było bardzo prawdopodobne, że ktoś się wokół niej zakręcił, a ona teraz przeżywa rozterki. Taki scenariusz doprowadzał mnie do kurwicy, wiec starałem się tego nie roztrząsać, ale nie byłem pewien, jak długo jeszcze dam radę ignorować to cholerne uczucie zazdrości. Tego nie dało się dłużej kontrolować.
– Nie wiem. Myślisz, że to możliwe? – zapytałem z nadzieją, że zaprzeczy.
– Nie wiem, ale wątpię – powiedział po chwili – Zresztą to by było od razu widać, a ona nie zachowuje się, jakby jej…nie wiem, nie zależało, czy coś – wzruszył ramionami z lekkim skrępowaniem.
Fakt, gadanie o takich sprawach krępowało i mnie, ale z kimś musiałem poruszyć ten temat.
– Zapytaj ją – podsunął – Tak po prostu.
– I co dalej? – rozłożyłem ręce – I co dalej, jeśli okaże się, że to prawda? – powiedziałem głośniej, a w moim głosie zabrzmiała desperacja.
Zawstydziłem się tego i odchrząknąłem głośno. Nie wyobrażałem sobie, że to wszystko mogłoby się tak po prostu skończyć. Z dnia na dzień. Bez ostrzeżenia.
– Nie wiem, ale układanie czarnych scenariuszy to chyba nie najlepsze rozwiązanie – ściszył głos – To może chodzić o zupełnie inne sprawy. Może ma dużo na głowie w robocie.
– Ma – przyznałem.
– No widzisz. Po co od razu o najgorszym – powiedział. – A jak seks? – zapytał po chwili z uśmiechem wąsatego wujka.
Podniosłem wysoko brwi.
– Człowieku, zaczyna się od bzykania, a właściwie od jego braku – wyjaśnił ten znawca związków od siedmiu boleści – No więc jak? – wyszczerzył się jeszcze szerzej.
Nie mogłem się powstrzymać i też się uśmiechnąłem. Co, jak co, ale na to nie mogłem narzekać.
– Jest dobrze – powiedziałem tylko.
Nie chciałem temu zboczeńcowi naszykowanemu na pikantne szczegóły, zdradzać czegokolwiek więcej.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Po chwili z domu wyłoniły się dziewczyny, a za nimi Gienia. Znowu miały ręce pełne udźierganych rzeczy. Nie wiem, co to było tym razem, ale widać było, że im się spodobało.
– A coś dla mnie? – zapytałem babcię Olka.
– Następnym razem zrobię ci na drutach ciepłe gacie – obiecała, a reszta wybuchła śmiechem.
Dołączyłem do nich. Znowu wszystko wróciło do normy, a ja porzuciłem najczarniejsze myśli.
W drodze do domu pomyślałem, że nie chcę się na razie z nikim dzielić Kamilą. Ostatnio mieliśmy tak mało czasu dla siebie, dlatego zaproponowałem, że zabiorę ją na obiad. Taki substytut randki, której nie mieliśmy od dawna. To było głupie, ale zaczynaliśmy przypominać małżeństwo z trzydziestoletnim stażem, co lekko mnie przerażało. Na to mieliśmy jeszcze czas. Teraz powinniśmy być dalej sobą i jak najdłużej to wszystko zachować.
Wybraliśmy zajazd przy wyjeździe z miasta. Byliśmy tam na jednej z naszych pierwszych randek. Lubiłem to miejsce. W lecie udostępniano plac, na którym można było zorganizować ognisko, albo grilla.
– Lubię to miejsce. Dobrze tam karmią – powiedziała Kamila, która pogładziła się po brzuchu – Jestem już głodna.
– Ciebie łatwiej ubrać, niż wyżywić – zażartowałem, za co dostałem kuksańca w bok.
Parsknąłem. Była taka szczupła. Mogła jeść ile wlezie, a i tak nie tyła. Sara jej to cały czas wyrzucała.
– Cieszę się, że zrobiliśmy sobie wolne – kontynuowała – Chyba jestem zmęczona –dodała i posłała mi słodki uśmiech.
Nie, to niemożliwe, żeby mnie zdradzała, pomyślałem od razu. Nie mogłaby się tak do mnie uśmiechać, gdyby miała innego faceta. Kamila nie była taka.
Dotknąłem dłonią jej karku i kciukiem musnąłem wrażliwe miejsce za uchem. Mila zamruczała jak kotka i wtuliła twarz w moją dłoń.
Nie, nie zrobiłaby mi tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz