wtorek, 31 grudnia 2019

FALE I ECHA - fragment



Dochodziła dwudziesta druga, gdy stanąłem pod blokiem Niny. Zadarłem do góry głowę i spojrzałem w jej okno. Wydobywał się z niego blady niebieski blask, najpewniej z telewizora.
Nie odbierała ode mnie telefonu i zacząłem się martwić. I tęskniłem za nią. Tak strasznie za nią tęskniłem. Nasze ostatnie rozstanie zostawiło we mnie zły posmak. Zachowałem się jak tchórz.

Musiałem ją zobaczyć. Musiałem usłyszeć muzykę. Chciałem jej dotknąć.
Raz jeszcze wybrałem jej numer, ale telefon po trzech sygnałach rozłączał się. Przygryzłem mocno wargę i już miałem nacisnąć dzwonek domofonu, ale właśnie ktoś wyszedł, a ja zdołałem zatrzymać drzwi.
Nie lubiłem wind, dlatego dotarłem na dziesiąte piętro pieszo. Byłem zdyszany, a moje serce aż bolało od wysiłku i zdenerwowania. Uspokoiłem oddech, przetarłem dłonią pot z czoła i nacisnąłem dzwonek.
Gdy nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, powtórzyłem czynność. Zdenerwowałem się. Ledwie mogłem opanować drżenie rąk. Dzwoniłem i dzwoniłem, ale za drzwiami panowała cisza. Wreszcie uderzyłem pięścią w drzwi. Raz, drugi, trzeci. Miałem gdzieś, czy usłyszy to ktoś z sąsiadów.
Drżałem już na całym ciele.
– Nina, do kurwy nędzy! – syknąłem głośno. – Otwórz, bo zaraz zadzwonię po policję!
Już miałem uderzyć kolejny raz, gdy usłyszałem jakieś szuranie po drugiej stronie drzwi. Znowu zapadła głucha cisza, przerywana tylko moim spazmatycznym oddechem.
– Nina – szepnąłem – Otwórz! – krzyknąłem.
Po trwającej wieczność chwili, usłyszałem szczęk klucza w zamku. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że na moment przestałem oddychać.
W małej szparze pomiędzy drzwiami, a futryną zobaczyłem jej twarz. Dopiero wtedy zaczerpnąłem głośno powietrze, prawie się nim dławiąc. Stała w cieniu, ledwie widziałem zarys jej sylwetki.
– Co ty sobie myślisz? – rzuciłem ze złością. – Dlaczego nie odbierałaś? Dlaczego nie otwierałaś? – Nie potrafiłem opanować wściekłości.
Zrobiłem w jej stronę krok, ona zrobiła krok w tył. Nic nie mówiła, tylko na mnie patrzyła. Jak na intruza, albo jak na obcą osobę. Dlaczego?
– Nina – powiedziałem ciszej – Mogę wejść?
Sekundy oczekiwania i wręcz namacalne wahanie, które z niej emanowało. Dlaczego tak na mnie reagowała?
Nareszcie rozchyliła szerzej drzwi i pozwoliła mi wejść. W jej mieszkaniu panował półmrok, rozświetlany jedynie światłem telewizora.
– Nina, co się stało? Martwiłem się – wyjaśniłem, żeby zrozumiała skąd moje zachowanie.
Nie odpowiedziała, ale w pewnym momencie się zatoczyła, jakby straciła równowagę. Jest pijana? Przeszło mi przez myśl. Nie, to niemożliwe, Nina nie mogła pić, bo brała leki.
Zapaliłem światło w korytarzu i wtedy to do mnie dotarło. Nina nie była pijana. Ona była naćpana lekami. Miała rozszerzone źrenice i podpuchnięte oczy. Walczyła z opadającymi powiekami. Była zaczerwieniona od snu, a na lewym policzku odcisnął się guzik od poszewki. Musiała wziąć podwójną, albo potrójną dawkę jakiegoś uspokajacza. Dlatego mnie nie słyszała i nie oddzwaniała. Spała.
– Co wzięłaś? – zapytałem, zrzucając kurtkę i buty.
Podszedłem do niej i ująłem ją delikatnie za twarz. Cała moja wściekłość uleciała gdzieś w miasto. Pozostała tylko muzyka i miłość, którą do niej czułem. Nic więcej.
– Co się stało? – pogładziłem ją delikatnie po policzku i szyi – Nino, co się stało? – Objąłem jej twarz i delikatnie pocałowałem w usta.
– Filip? – wychrypiała, jakby dopiero teraz mnie rozpoznała.
– Tak, to ja – schyliłem się i wziąłem ją na ręce.
W tym stanie nie było sensu z nią rozmawiać. Musiała to przespać. Coś wytrąciło ją z równowagi, ale teraz nie dowiem się, co to było. Zaniosłem ją do jej mikrosypialni i ułożyłem na łóżku. Odpłynęła w momencie, w którym jej głowa dotknęła pościeli. Pomogłem jej zrzucić dżinsy, bluzę i stanik, bo powiedziała mi wcześniej, że nienawidzi spać w ubraniu i bieliźnie. Zostawiłem ją w cienkiej koszulce i majtkach, a potem sam się rozebrałem i położyłem obok niej.
Szepnąłem jej trzykrotnie na ucho, że wszystko będzie dobrze i że jestem przy niej.
Nastawiłem budzik na drugą pięćdziesiąt osiem i wtuliłem się w jej ciepłe, pachnące ciało. Moje serce dopiero teraz odzyskało swój naturalny rytm.
*
Otworzyłem oczy. Cichy dźwięk budzika wibrował pod moją poduszką. Wyciągnąłem telefon i wyłączyłem go, a potem nachyliłem się nad nią i delikatnie potrząsnąłem za ramię.
– Nina – szepnąłem – Nina, obudź się.
Ani drgnęła. Może wzięła taką dawkę leków, że się nie wybudzi. Zaczekałem i na wszelki wypadek bardzo mocno ją objąłem. Minęła trzecia i nic się nie stało. Odetchnąłem z ulgą i zwolniłem uścisk, ale nie odsunąłem się, bo potrzebowałem jej. Tak bardzo, jak ona potrzebowała mnie.
– Nie umiem się ciebie bać – usłyszałem jej cichy głos.
Nie spała.
– Dlaczego miałabyś się mnie bać? – zapytałem, podnosząc się na łokciu
Nie byłem do końca pewien, czy jest tu ze mną, czy mówi przez sen. Nie doczekałem się odpowiedzi. Po chwili jej oddech stał się miarowy. Zasnęła.
– Nie powinnaś się mnie bać – powiedziałem mimo to.
Zamknąłem oczy i zatopiłem się w jej cieple.
*
Budziłam się bardzo długo. Przytomniałam drugie tyle. No tak, znowu zamieniłam się w naćpanego Kopciuszka. I dopiero wtedy powrócił do mnie powód, przez który się w niego zamieniłam. Zapragnęłam znowu zasnąć, tym razem na dłużej. Może gdybym się potem obudziła, wszystko byłoby już dobrze.
Wspomnienia wróciły z impetem i nie wiedziałam, jak mam sobie to wszystko poukładać w głowie.
Musiałam zobaczyć się z Filipem. Nie wierzyłam temu, co usłyszałam od ojca. Musiało dojść do jakiejś tragicznej pomyłki. I jeszcze ciotka Alina…Jak mogła? Jak mogła się w ten sposób zachować? Grzebać w osobistych rzeczach Filipa, tylko dlatego, że razem z ojcem mieli paranoję? Nigdy jej tego nie zapomnę.
Przewróciłam się na plecy i przełknęłam ślinę, nawilżając wysuszone gardło. Nie mogłam znaleźć telefonu. Nie pamiętałam też, jak znalazłam się w łóżku. Byłam pewna, że padłam na kanapie. To był najstraszniejszy aspekt brania zwiększonej dawki leków. Po wszystkim nie wiesz, co się działo pomiędzy kolejnymi podniesieniami powiek.
Udało mi się unieść głowę, a potem tułów, ale moje ciało było tak ciężkie, że musiałam trochę odczekać, aż złapię równowagę. Spojrzałam na siebie. Nie pamiętałam, żebym się rozbierała. To było dziwne. Miałam przecież spać, a nie przewracać się nieprzytomnie po mieszkaniu. Mogłam sobie coś zrobić.
Wstałam i wtedy usłyszałam hałas w kuchni. Zamarłam przestraszona. Ktoś był w domu? Stukot i odgłos lecącej z kranu wody, a potem cichy szelest.
Serce omal nie przebiło mi pierś, strach ścisnął za gardło. Zrobiłam kilka ostrożnych kroków, a potem rozejrzałam się za czymś, co mogłabym użyć, jako broni. Nie znalazłam niczego, prócz ostro zakończonego pilnika do paznokci, leżącego na szafce.
Na palcach wyszłam z pokoju. Straciłam równowagę i musiałam przytrzymać się futryny. Próbowałam wziąć się w garść. Na chwiejnych nogach dotarłam do kuchni i zastygłam, gdy go zobaczyłam.
Filip. Nie bałam się go. Nie mogłabym się go bać. Ale byłam zaskoczona jego obecnością.
Wyczuł mnie. Odwrócił się. W jednej ręce trzymał kuchenną ścierkę, a w drugiej szklankę. Nie miał na sobie T-shirtu, tylko dżinsy, które zwisały luźno na jego wąskich biodrach. Jego śniada skóra wydawała się nieskalana. Nietknięta, jak płótno, przez które przebiega sieć pulsujących żył.
Zapragnęłam go z taką mocą, że zabrakło mi tchu.
Podeszłam do niego, wyciągnęłam mu z rąk ścierkę i szklankę, a potem odłożyłam je ostrożnie na kuchenny blat. Ostro zakończony pilnik dołączył do zestawu.
– Kochaj się ze mną – powiedziałam zachrypniętym głosem i pocałowałam go.
Filip zareagował natychmiast. Chwycił mnie w pół, podniósł do góry i posadził na blacie. Szybkim, gwałtownym ruchem zdarł ze mnie koszulkę. Nie przestawał mnie całować, jakby bez tego nie mógł oddychać.
Oboje znaleźliśmy się pod wodą, a nasze usta były maskami tlenowymi.
Niezdarnymi ruchami rozpięłam guziki jego spodni. Zdołałam je zsunąć jedynie do połowy pośladków, bo dalej nie sięgałam. Filip wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego prezerwatywę, którą położył na blacie obok. Nie odrywając ode mnie warg, zsunął spodnie do kostek, a potem odrzucił je od siebie jednym kopnięciem. Nie miał na sobie bielizny. Ja też musiałam pozbyć się swojej, w czym również pomógł mi Filip. Delikatnie mnie podniósł, żebym mogła zsunąć je z bioder i ud.
Gdy byliśmy nadzy, nie czekaliśmy nawet sekundy. Filip założył gumkę i wszedł we mnie gwałtownie. Tak, jak tego pragnęłam. Jęknęłam głośno, gdy poczułam silne rozpieranie i delikatny ból. Potem zatrzymał się na kilka sekund, żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną okej. Czy ktoś taki byłby w stanie mnie skrzywdzić?
Przeczesałam jego włosy z czułością. Jego oczy były przykryte mgłą, a usta wilgocią.
Ja i on byliśmy tacy sami. Płonęliśmy. Byliśmy pod woda, ale to nie powstrzymywało płomieni.
Przyciągnęłam go za szyję i zaatakowałam pocałunkami. Zrozumiał i zaczął się we mnie poruszać. Szybko. Jego pchnięcia były głębokie i gwałtowne. Idealne.
– Szybciej – wyszeptałam.
Nie zniosłabym, gdyby w tej chwili przerwał. Wszystko zniknęło. Wszystkie pytania i odpowiedzi. Zniknęły wszystkie absurdalne lęki, zniknęły nawet te uzasadnione. Był tylko Filip i echo, które we mnie zostawił. Połączyła nas łańcuchowa reakcja chemiczna, która doprowadziła do zmian. Filip mnie zmienił, a ja zmieniłam jego.
Zbliżający się orgazm sprawił, że musiałam wygiąć ciało w łuk. Przywarł ustami do moich piersi, szyi, ramion i dekoltu. Gdy zalała mnie fala spełnienia, z mojego gardła wydobył się głośny jęk, a serce wpadło w arytmie. Filip był tuż za mną. Ostatnie ruchy bioder. Ostatni spazmatyczny oddech i upragniony finisz.
To było niesamowite. Objęłam go za szyję. Był mokry od potu, ja zresztą też. Było mi gorąco i duszno, miałam ochotę otworzyć wszystkie okna i przewietrzyć mieszkanie, ale jednocześnie nie chciałam pozbywać się naszego wspólnego zapachu.
– Okej? – zapytał Filip, uważnie mi się przyglądając.
– Tak – odparłam – Wszystko okej – uśmiechnęłam się.
Jeszcze nie chciałam pozwolić rzeczywistości sprowadzić mnie na ziemię. Jeszcze kilka minut, jeszcze trochę. Nie miałam siły na rzeczywistość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz