Dochodziła
dwudziesta druga, gdy stanąłem pod blokiem Niny. Zadarłem do góry głowę i
spojrzałem w jej okno. Wydobywał się z niego blady niebieski blask, najpewniej
z telewizora.
Nie
odbierała ode mnie telefonu i zacząłem się martwić. I tęskniłem za nią. Tak
strasznie za nią tęskniłem. Nasze ostatnie rozstanie zostawiło we mnie zły
posmak. Zachowałem się jak tchórz.
Musiałem
ją zobaczyć. Musiałem usłyszeć muzykę. Chciałem jej dotknąć.
Raz
jeszcze wybrałem jej numer, ale telefon po trzech sygnałach rozłączał się.
Przygryzłem mocno wargę i już miałem nacisnąć dzwonek domofonu, ale właśnie
ktoś wyszedł, a ja zdołałem zatrzymać drzwi.
Nie
lubiłem wind, dlatego dotarłem na dziesiąte piętro pieszo. Byłem zdyszany, a
moje serce aż bolało od wysiłku i zdenerwowania. Uspokoiłem oddech, przetarłem
dłonią pot z czoła i nacisnąłem dzwonek.
Gdy
nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, powtórzyłem czynność. Zdenerwowałem się.
Ledwie mogłem opanować drżenie rąk. Dzwoniłem i dzwoniłem, ale za drzwiami
panowała cisza. Wreszcie uderzyłem pięścią w drzwi. Raz, drugi, trzeci. Miałem
gdzieś, czy usłyszy to ktoś z sąsiadów.
Drżałem
już na całym ciele.
–
Nina, do kurwy nędzy! – syknąłem głośno. – Otwórz, bo zaraz zadzwonię po
policję!
Już
miałem uderzyć kolejny raz, gdy usłyszałem jakieś szuranie po drugiej stronie
drzwi. Znowu zapadła głucha cisza, przerywana tylko moim spazmatycznym
oddechem.
–
Nina – szepnąłem – Otwórz! – krzyknąłem.
Po
trwającej wieczność chwili, usłyszałem szczęk klucza w zamku. Dopiero teraz zdałem
sobie sprawę, że na moment przestałem oddychać.
W
małej szparze pomiędzy drzwiami, a futryną zobaczyłem jej twarz. Dopiero wtedy
zaczerpnąłem głośno powietrze, prawie się nim dławiąc. Stała w cieniu, ledwie
widziałem zarys jej sylwetki.
–
Co ty sobie myślisz? – rzuciłem ze złością. – Dlaczego nie odbierałaś? Dlaczego
nie otwierałaś? – Nie potrafiłem opanować wściekłości.
Zrobiłem
w jej stronę krok, ona zrobiła krok w tył. Nic nie mówiła, tylko na mnie
patrzyła. Jak na intruza, albo jak na obcą osobę. Dlaczego?
–
Nina – powiedziałem ciszej – Mogę wejść?
Sekundy
oczekiwania i wręcz namacalne wahanie, które z niej emanowało. Dlaczego tak na
mnie reagowała?
Nareszcie
rozchyliła szerzej drzwi i pozwoliła mi wejść. W jej mieszkaniu panował
półmrok, rozświetlany jedynie światłem telewizora.
–
Nina, co się stało? Martwiłem się – wyjaśniłem, żeby zrozumiała skąd moje
zachowanie.
Nie
odpowiedziała, ale w pewnym momencie się zatoczyła, jakby straciła równowagę.
Jest pijana? Przeszło mi przez myśl. Nie, to niemożliwe, Nina nie mogła pić, bo
brała leki.
Zapaliłem
światło w korytarzu i wtedy to do mnie dotarło. Nina nie była pijana. Ona była
naćpana lekami. Miała rozszerzone źrenice i podpuchnięte oczy. Walczyła z
opadającymi powiekami. Była zaczerwieniona od snu, a na lewym policzku odcisnął
się guzik od poszewki. Musiała wziąć podwójną, albo potrójną dawkę jakiegoś
uspokajacza. Dlatego mnie nie słyszała i nie oddzwaniała. Spała.
–
Co wzięłaś? – zapytałem, zrzucając kurtkę i buty.
Podszedłem
do niej i ująłem ją delikatnie za twarz. Cała moja wściekłość uleciała gdzieś w
miasto. Pozostała tylko muzyka i miłość, którą do niej czułem. Nic więcej.
–
Co się stało? – pogładziłem ją delikatnie po policzku i szyi – Nino, co się
stało? – Objąłem jej twarz i delikatnie pocałowałem w usta.
–
Filip? – wychrypiała, jakby dopiero teraz mnie rozpoznała.
–
Tak, to ja – schyliłem się i wziąłem ją na ręce.
W
tym stanie nie było sensu z nią rozmawiać. Musiała to przespać. Coś wytrąciło
ją z równowagi, ale teraz nie dowiem się, co to było. Zaniosłem ją do jej
mikrosypialni i ułożyłem na łóżku. Odpłynęła w momencie, w którym jej głowa
dotknęła pościeli. Pomogłem jej zrzucić dżinsy, bluzę i stanik, bo powiedziała
mi wcześniej, że nienawidzi spać w ubraniu i bieliźnie. Zostawiłem ją w
cienkiej koszulce i majtkach, a potem sam się rozebrałem i położyłem obok niej.
Szepnąłem
jej trzykrotnie na ucho, że wszystko będzie dobrze i że jestem przy niej.
Nastawiłem
budzik na drugą pięćdziesiąt osiem i wtuliłem się w jej ciepłe, pachnące ciało.
Moje serce dopiero teraz odzyskało swój naturalny rytm.
*
Otworzyłem
oczy. Cichy dźwięk budzika wibrował pod moją poduszką. Wyciągnąłem telefon i
wyłączyłem go, a potem nachyliłem się nad nią i delikatnie potrząsnąłem za
ramię.
–
Nina – szepnąłem – Nina, obudź się.
Ani
drgnęła. Może wzięła taką dawkę leków, że się nie wybudzi. Zaczekałem i na
wszelki wypadek bardzo mocno ją objąłem. Minęła trzecia i nic się nie stało.
Odetchnąłem z ulgą i zwolniłem uścisk, ale nie odsunąłem się, bo potrzebowałem
jej. Tak bardzo, jak ona potrzebowała mnie.
–
Nie umiem się ciebie bać – usłyszałem jej cichy głos.
Nie
spała.
–
Dlaczego miałabyś się mnie bać? – zapytałem, podnosząc się na łokciu
Nie
byłem do końca pewien, czy jest tu ze mną, czy mówi przez sen. Nie doczekałem
się odpowiedzi. Po chwili jej oddech stał się miarowy. Zasnęła.
–
Nie powinnaś się mnie bać – powiedziałem mimo to.
Zamknąłem
oczy i zatopiłem się w jej cieple.
*
Budziłam
się bardzo długo. Przytomniałam drugie tyle. No tak, znowu zamieniłam się w
naćpanego Kopciuszka. I dopiero wtedy powrócił do mnie powód, przez który się w
niego zamieniłam. Zapragnęłam znowu zasnąć, tym razem na dłużej. Może gdybym
się potem obudziła, wszystko byłoby już dobrze.
Wspomnienia
wróciły z impetem i nie wiedziałam, jak mam sobie to wszystko poukładać w
głowie.
Musiałam
zobaczyć się z Filipem. Nie wierzyłam temu, co usłyszałam od ojca. Musiało dojść do jakiejś tragicznej pomyłki. I jeszcze ciotka Alina…Jak mogła? Jak
mogła się w ten sposób zachować? Grzebać w osobistych rzeczach Filipa, tylko
dlatego, że razem z ojcem mieli paranoję? Nigdy jej tego nie zapomnę.
Przewróciłam
się na plecy i przełknęłam ślinę, nawilżając wysuszone gardło. Nie mogłam
znaleźć telefonu. Nie pamiętałam też, jak znalazłam się w łóżku. Byłam pewna,
że padłam na kanapie. To był najstraszniejszy aspekt brania zwiększonej dawki
leków. Po wszystkim nie wiesz, co się działo pomiędzy kolejnymi podniesieniami
powiek.
Udało
mi się unieść głowę, a potem tułów, ale moje ciało było tak ciężkie, że
musiałam trochę odczekać, aż złapię równowagę. Spojrzałam na siebie. Nie
pamiętałam, żebym się rozbierała. To było dziwne. Miałam przecież spać, a nie
przewracać się nieprzytomnie po mieszkaniu. Mogłam sobie coś zrobić.
Wstałam
i wtedy usłyszałam hałas w kuchni. Zamarłam przestraszona. Ktoś był w domu?
Stukot i odgłos lecącej z kranu wody, a potem cichy szelest.
Serce
omal nie przebiło mi pierś, strach ścisnął za gardło. Zrobiłam kilka ostrożnych
kroków, a potem rozejrzałam się za czymś, co mogłabym użyć, jako broni. Nie
znalazłam niczego, prócz ostro zakończonego pilnika do paznokci, leżącego na
szafce.
Na
palcach wyszłam z pokoju. Straciłam równowagę i musiałam przytrzymać się
futryny. Próbowałam wziąć się w garść. Na chwiejnych nogach dotarłam do kuchni
i zastygłam, gdy go zobaczyłam.
Filip.
Nie bałam się go. Nie mogłabym się go bać. Ale byłam zaskoczona jego
obecnością.
Wyczuł
mnie. Odwrócił się. W jednej ręce trzymał kuchenną ścierkę, a w drugiej
szklankę. Nie miał na sobie T-shirtu, tylko dżinsy, które zwisały luźno na jego
wąskich biodrach. Jego śniada skóra wydawała się nieskalana. Nietknięta, jak
płótno, przez które przebiega sieć pulsujących żył.
Zapragnęłam
go z taką mocą, że zabrakło mi tchu.
Podeszłam
do niego, wyciągnęłam mu z rąk ścierkę i szklankę, a potem odłożyłam je
ostrożnie na kuchenny blat. Ostro zakończony pilnik dołączył do zestawu.
–
Kochaj się ze mną – powiedziałam zachrypniętym głosem i pocałowałam go.
Filip
zareagował natychmiast. Chwycił mnie w pół, podniósł do góry i posadził na
blacie. Szybkim, gwałtownym ruchem zdarł ze mnie koszulkę. Nie przestawał mnie
całować, jakby bez tego nie mógł oddychać.
Oboje
znaleźliśmy się pod wodą, a nasze usta były maskami tlenowymi.
Niezdarnymi
ruchami rozpięłam guziki jego spodni. Zdołałam je zsunąć jedynie do połowy
pośladków, bo dalej nie sięgałam. Filip wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego
prezerwatywę, którą położył na blacie obok. Nie odrywając ode mnie warg, zsunął
spodnie do kostek, a potem odrzucił je od siebie jednym kopnięciem. Nie miał na
sobie bielizny. Ja też musiałam pozbyć się swojej, w czym również pomógł mi
Filip. Delikatnie mnie podniósł, żebym mogła zsunąć je z bioder i ud.
Gdy
byliśmy nadzy, nie czekaliśmy nawet sekundy. Filip założył gumkę i wszedł we
mnie gwałtownie. Tak, jak tego pragnęłam. Jęknęłam głośno, gdy poczułam silne
rozpieranie i delikatny ból. Potem zatrzymał się na kilka sekund, żeby
sprawdzić, czy wszystko ze mną okej. Czy ktoś taki byłby w stanie mnie
skrzywdzić?
Przeczesałam
jego włosy z czułością. Jego oczy były przykryte mgłą, a usta wilgocią.
Ja
i on byliśmy tacy sami. Płonęliśmy. Byliśmy pod woda, ale to nie powstrzymywało
płomieni.
Przyciągnęłam
go za szyję i zaatakowałam pocałunkami. Zrozumiał i zaczął się we mnie
poruszać. Szybko. Jego pchnięcia były głębokie i gwałtowne. Idealne.
–
Szybciej – wyszeptałam.
Nie
zniosłabym, gdyby w tej chwili przerwał. Wszystko zniknęło. Wszystkie pytania i
odpowiedzi. Zniknęły wszystkie absurdalne lęki, zniknęły nawet te uzasadnione.
Był tylko Filip i echo, które we mnie zostawił. Połączyła nas łańcuchowa
reakcja chemiczna, która doprowadziła do zmian. Filip mnie zmienił, a ja
zmieniłam jego.
Zbliżający
się orgazm sprawił, że musiałam wygiąć ciało w łuk. Przywarł ustami do moich
piersi, szyi, ramion i dekoltu. Gdy zalała mnie fala spełnienia, z mojego
gardła wydobył się głośny jęk, a serce wpadło w arytmie. Filip był tuż za mną.
Ostatnie ruchy bioder. Ostatni spazmatyczny oddech i upragniony finisz.
To
było niesamowite. Objęłam go za szyję. Był mokry od potu, ja zresztą też. Było
mi gorąco i duszno, miałam ochotę otworzyć wszystkie okna i przewietrzyć
mieszkanie, ale jednocześnie nie chciałam pozbywać się naszego wspólnego
zapachu.
–
Okej? – zapytał Filip, uważnie mi się przyglądając.
–
Tak – odparłam – Wszystko okej – uśmiechnęłam się.
Jeszcze
nie chciałam pozwolić rzeczywistości sprowadzić mnie na ziemię. Jeszcze kilka
minut, jeszcze trochę. Nie miałam siły na rzeczywistość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz