czwartek, 19 marca 2020

WE KRWI rozdział 8



Wyszedłem z uczelni i skierowałem się na tramwaj w stronę Ostrowa Tumskiego. Zrobiło się chłodniej i zbierało się na deszcz. Założyłem kaptur i zapiąłem wiatrówkę po samą szyję. Umówiłem się na piwo z Anką. Musiałem z nią porozmawiać. Cały ostatni wykład próbowałem sobie przygotować odpowiednią gadkę, żeby nie sprawić jej przykrości. Jak się kończy takie układy? Zazwyczaj działo się to samoistnie. Tak myślę. To był mój pierwszy raz i chyba ostatni, pomyślałem zmęczony.

Po naszej ostatniej nocy czułem się kompletnie rozwalony. Myślałem o mojej mechaniczce i miałem wrażenie, że ją zdradzam, a siebie oszukuję. Oszukiwałem też Ankę, która na to nie zasługiwała. Niczego sobie nie obiecywaliśmy, no może poza jednym. Że będziemy sypiać tylko ze sobą, do czasu, aż na naszych radarach pojawi się ktoś inny.
Na moim właśnie się pojawił.
Przechodziłem właśnie przez most Tumski i uśmiechnąłem się na widok pozapinanych na metalowych elementach kłódek. Ten widok od zawsze przyprawiał mnie o dreszcz przerażenia, bo w pewnym sensie kojarzył mi się z więzieniem. Z końcem. Wciąż czułem rozbawienie, gdy myślałem o tych wszystkich naiwnych parach, którym wydaje się, że w ten sposób zaklną rzeczywistość. To nie kłódki trzymają ludzi razem, tylko w cholerę dużo kompromisów i w cholerę dużo pracy. Czasami zdarzają się takie pary, jak moja siostra i Oskar, ale to wyjątek. Byli też Konrad i Eliza. Byli ze sobą chyba od pierwszego dnia studiów. Prawie trzy lata i nie wyglądało na to, żeby zmierzali ku końcowi. Mało tego, wyglądali tak, jakby każdego dnia było im siebie mało. Ale i to nie było żadną gwarancją i ostatecznością. Wszystko mogło się zmienić w każdej chwili.
Minąłem most i ruszyłem w stronę knajpy, w której umówiłem się z Anką. Żółty neon z napisem „Night lemon” przyprawił mnie o ścisk w żołądku. Ale musiałem to zrobić. Musiałem wypić to piwo, którego sobie naważyłem.
Wszedłem do środka, gdzie panował przyjemny półmrok. Ania siedziała przy oknie i wpatrywała się w szybę. Nie zauważyła mnie jeszcze. Włosy związała w wysoki koński ogon, miała na sobie czarne dżiny i obcisły czerwony golf, podkreślający jej piersi. Na co dzień nie malowała się zbyt mocno, co w niej zawsze lubiłem. Wyglądała zjawisko. Jak zwykle.
– Hej – przywitałem się, całując ją w policzek.
Uśmiechnęła się promiennie. W jej oczach coś zabłysło. Coś, co powinno mi już dawno dać do myślenia, ale pojąłem to dopiero teraz.
– Co pijesz? – zagadnąłem, zdejmując plecak i kurtkę.
Próbowałem tym zatuszować zdziwienie moim odkryciem. Anka obserwowała każdy mój ruch z uwagą jastrzębia. Poczułem się dziwnie. Jak na rozmowie w sprawie pracy.
– Ja? Tylko herbatę. Dla mnie za wcześnie na alkohol – powiedziała.
– Nie żartuj. Minęła trzecia. Można się spokojnie zalać – zażartowałem, chociaż nie było mi wcale do śmiechu.
Anka pokręciła głową z rozbawieniem. Gdy już skończyłem się kokosić, nachyliła się nad stolikiem, chwyciła końcówkę kucyka w palce i zaczęła się nią bawić.
– No więc, słucham – powiedziała lekko zniżając głos. – Co to za pilna sprawa?
Coś w jej zachowaniu się zmieniło. Czułem to od pierwszego spojrzenia. Anka chciała od nas czegoś więcej. Nareszcie mnie oświeciło i gdyby nie Hania…gdyby nie Hania, wszystko potoczyłoby się w kierunku, z którego nie byłoby już powrotu.
– Ania, pamiętasz, jak gadaliśmy o tym, że będziemy utrzymywać nasz…układ tak długo, aż nie pojawi się ktoś inny? U mnie, albo u ciebie. Byłem pewien, że stanie się to z twojej przyczyny, ale…ale coś się wydarzyło i ja… – Zakryłem dłońmi twarz i westchnąłem sfrustrowany – Musimy to zakończyć. – Spojrzałem jej prosto w oczy.
Anka wyprostowała się i otworzyła delikatnie usta, a potem ciężko przełknęła ślinę. Kurwa. Zraniłem ją. Widziałem to i aż zabolało mnie od tego w środku. Wiedziałem, że tak będzie. Kurwa, wiedziałem.
– Rozumiem. – Popatrzyła w bok, oblizała usta, a następnie uśmiechnęła się szeroko, ale cholernie nieszczerze – To kim jest ta szczęściara? – Wzięła niespieszny łyk herbaty i delikatnie odstawiła filiżankę. – Znam ją? To musi być coś świeżego, bo z nikim cię nie widziałam – dodała, maskując ciekawość.
– To jest zajebiście skomplikowane. Nie chcę kończyć naszej przyjaźni. I mam cholerną nadzieję, że i ty myślisz podobnie, bo…bo zależy mi na tobie – wyznałem szczerze.
Taka była prawda. Dopiero dzisiaj zdałem sobie sprawę, że jej chyba zaczynało zależeć bardziej, ale to nie zmieniało sytuacji. Musieliśmy to zakończyć. Nie byłem w niej zakochany i jeśli do tej pory mnie to nie dopadło, to mało prawdopodobne, żebym kiedykolwiek się w niej zadurzył. To było dziwne i kompletnie wbrew logice, bo była super dziewczyną, ale kompletnie tego nie czułem. Nie myślałem o niej przed zaśnięciem…no chyba, że byliśmy wtedy w trakcie akcji, ale to się nie liczyło. Nie czułem potrzeby dzwonienia do niej, gdy wydarzyło się coś zabawnego. Na wakacjach nie widzieliśmy się przez prawie dwa miesiące i nie tęskniłem za nią, a gdy pojawiła się Hania, to…prawie o niej zapomniałem.
Nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, nie patrzyliśmy razem w przyszłość. Anki nie interesowało skąd pochodzę, czy mam rodzeństwo, gdzie chciałbym spędzić wakacje marzeń.  Nie wiedziała nawet jaki jest mój ulubiony film. Na jej usprawiedliwienie, ja również nie czułem potrzeby poznawania jej tak dokładnie. Lubiłem ją, pociągała mnie. I tylko tyle.
– Spokojnie. Nie gorączkuj się tak – westchnęła, ale ten jej luz był tylko wystudiowaną pozą.
Było jej przykro i chciała wyjść z tego z twarzą. Ja na jej miejscu zachowywałbym się tak samo.
– Między nami spoko? – dopytałem, gdy kelner postawił przede mną szklankę zimnego piwa?
– Tak. Rozumiem, że od teraz mam wolną rękę na szukanie sobie kogoś do łóżka? – zapytała, opadając ciężko na skórzaną kanapę.
– Jasne – odparłem.
Mimo świadomości tego, że postępuję dobrze, gdzieś w środku czułem żal. I odrobinę zazdrości. To było chyba naturalne, pomyślałem. Utrzymywaliśmy ten stan rzeczy przez kilka dobrych miesięcy, jeszcze przed wakacjami. W pewnym sensie Anka była moja. Tylko w tym jednym sensie, ale jednak. Musiałem to przełknąć i pogodzić się z faktem, że to już koniec.
– Czułam to – powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Oblizała usta i spojrzała w okno.
– Co takiego?
– Ostatnim razem – wyjaśniła – Gdy się pieprzyliśmy. Myślami byłeś daleko. – Wróciła do mnie spojrzeniem – Nie skupiałeś się – dodała z szerszym, tym razem szczerym uśmiechem.
Nie odpowiedziałem, tylko pokręciłem głową z rozbawieniem. Nie sądziłem, że jest w stanie to wyłapać. To tylko kolejny sygnał, mówiący o tym, że zbyt mocno się zaangażowaliśmy. Zaczynaliśmy w sobie „grzebać” i zauważać zmiany.
– Jak ma na imię? – zapytała, ponownie się do mnie nachylając.
Poczułem jej obezwładniające perfumy. Mieszanka owoców i kwiatów. Te same od początku naszej znajomości.
– Hania – odparłem, nim zdołałem się nad tym zastanowić. 
Popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi, przenikliwymi oczami i powiedziała:
– Życzę ci szczęścia. – Zamilkła i po chwili dodała: – Oczywiście żałuję. Pewnie, że żałuję, bo było fajnie. – Założyła luźny kosmyk za ucho – Ale taki był układ, co nie? – Po tym sięgnęła po swój płaszcz i zaczęła się ubierać.
Jej ruchy były szybkie i niezdarne, jakby chciała jak najszybciej się stąd wydostać. W jej oczach zobaczyłem łzy. Chryste! Jęknąłem w duchu. Nie tak to miało wyglądać, powiedziałem w myślach.
– Ania – zacząłem, gdy wstała.
– Do zobaczenia na uczelni, Adi – powiedziała cicho i cmoknęła mnie na pożegnanie w policzek, a potem w pośpiechu wyszła z knajpy.
Nie tak to miało wyglądać, powtórzyłem.
A jak, Debilu? Odpowiedziałem sobie w myślach. Jak niby miałoby się to odbyć? Pieprzyliśmy się kilka miesięcy, czasami po kilak razy w tygodniu i jak niby miała zareagować na to, że już jej nie chcę?
Gdyby nawet Hania nie pojawiłaś się znowu w moim życiu, najpóźniej teraz powinienem to skończyć.
Dopiłem piwo, zapłaciłem i wyszedłem z lokalu. Musiałem to wszystko wypocić. Najlepiej na basenie, a potem skonfrontować się z tą, przez którą powstał cały ten bałagan.
*
Dwie godziny później byłem już w domu. Zrobiłem trzydzieści basenów i trochę rozjaśniło mi się w głowie. Dopiero teraz poczułem prawdziwą ulgę. Powinniśmy byli już dawno zakończyć ten układ. To działało tylko na krótką metę. Było wygodne jak cholera, ale zamykało nas na innych ludzi, z którymi mogłoby wyjść coś więcej. Wcześniej nie myślałem o tym, bo nie czułem potrzeby stabilizacji, ale wszystko się nagle zmieniło.
Wziąłem prysznic, przebrałem się i zrobiłem sobie kilka kanapek, ale było mi mało, więc rozmroziłem sobie schabowego od matki Konrada. Kumpel na pewne nie będzie miał nic przeciwko. Skoro zeżarł mi całą porcję krokietów, które przywiozłem z domu, niech nie próbuje mi teraz czegoś wypominać.
Gdy byłem już syty, wyszedłem z domu i wsiadłem w auto. Już od jakiegoś czasu myślałem nad tym, żeby je sprzedać, bo czasami mnie wkurzało. Miałem trudności z zaparkowaniem, a i tak przez większość czasu korzystałem z komunikacji miejskiej, zważywszy na to, że prawie co weekend wyłaziliśmy z Konradem i resztą na jakieś biby i nie było mowy o zabieraniu tego grata.
Tym razem jednak mi się przydał i to nie tylko, jako środek lokomocji. Wykręciłem w nim świecę i postanowiłem poradzić się w tej sprawie specjalisty. Uśmiechnąłem się do siebie i wyjechałem z parkingu. Zaczął siąpić upierdliwy deszcz. Było ciemno i paskudnie, a miasto wydawało się wyludnione. Podczas drogi widziałem tylko kilku zabłąkanych przechodniów.
Piętnaście minut później zatrzymałem się pod szarym budynkiem, przy wiacie prowadzącej do hali warsztatowej. Świeciło się tam światło. Moje serce zabiło mocniej.
Sięgnąłem po telefon do kieszeni kurtki i wysłałem SMS-a.
Co robisz?
Odpowiedź przyszła po dwóch minutach.
Pracuję.
To mi wystarczyło. Wysiadłem z samochodu i szybkim krokiem pokonałem drogę od furtki do metalowych drzwi hali. Nim pociągnąłem za klamkę, usłyszałem chichot. Bez wątpienia chichot Hanki. Chyba nie była sama. To nic, pomyślałem. Pewnie ma klienta.
Wszedłem do środka i zatrzymałem się w półkroku. Hania w obcisłych dżinsowych ogrodniczkach wypinała się, chowając się niemal w całości pod maską samochodu. Oblizałem usta, które nagle mi wyschły. Zanim zdołałem się odezwać, zza węgła wyszedł jakiś koleś. Na mój widok zatrzymał się i skinął głową. Był mi jakoś dziwnie znajomy. Jakbym go już gdzieś widział.
– Piksi, ktoś do ciebie – rzucił, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Piksi?
– Mówiłam, żebyś mnie tak…– wyprostowała się i odwróciła w moją stronę.
Na jej twarzy pojawiło się zdumienie i coś jeszcze. Coś, czego nie byłem w stanie rozgryźć. Miała zaczerwienione policzki, jedną smugę smaru na skroni, drugą na czole. Jej włosy wymykały się z krótkiego kucyka. Nie miała na twarzy żadnego makijażu. Nie potrzebowała go i miałem dziwne przeczucie, że nawet za trzydzieści lat nie będzie go potrzebowała. Miała specyficzny typ urody, który nigdy się starzał i nie powszedniał. Albo to mi już kompletnie odbiło, dodałem w myślach.
– Cześć – rzuciłem lekko, chociaż obecność tego typa mi przeszkadzała.
– Cześć. Nie wiedziałam, że przyjedziesz – odparła i próbowała rękawem przetrzeć twarz, z takim skutkiem, że pojawiło się na niej więcej ciemnych smug.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Miałem ochotę do niej podejść i musnąć kciukiem ten ufajdany policzek, wziąć ją w ramiona i pocałować, a potem rzucić na maskę…
– Adrian?
Ocknąłem się i przełknąłem ślinę.
– Tak?
– Pytałam, czy coś ci w samochodzie dalej stuka? – zapytała i uśmiechnęła się.
Na jej policzku wykwitł jeden dołek. Jezu, ile bym dał, żeby móc go dotknąć językiem, pomyślałem. Odchrząknąłem i pokręciłem głową, a potem posłałem spojrzenie typowi, który cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie. Co on tu jeszcze robił? Czy to jej kolejny kuzyn? Ile ich, na litość boską, było?
– Nie tym razem. Chodzi o coś o wiele poważniejszego – powiedziałem zniżając sugestywnie ton.
– Doprawdy? – zapytała, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
Usłyszeliśmy chrząknięcie. Hania natychmiast spoważniała i zwróciła swoją uwagę w stronę przysłuchującego się typa. On tu jeszcze jest?
– Słuchaj Karol – zaczęła – Ten pasek klinowy będzie chyba jutro – A tuleje dam radę ogarnąć dopiero na poniedziałek. Pasuje ci? – zapytała, podchodząc do kolesia, który stał przy szerokim stole i opierał się o niego tyłkiem.
– Nie ma sprawy, Piksi. – Wyszczerzył się i zniżył głos: – Co z tą sobotą?
W jednej sekundzie poczułem, jak w moich żyłach przyspiesza krew. W tym samym momencie przypomniałem sobie, skąd znam jego gębę. Zdjęcie z Facebooka. To on obejmował Hanię na jednej z fotek. Skurwiel ją podrywa i to pod moim nosem.
– W sobotę jesteś umówiona ze mną, nie zapomnij – rzuciłem od niechcenia i wziąłem do ręki klucz francuski, a potem zacząłem go w skupieniu oglądać.
– Odezwę się jeszcze jutro – usłyszałem jej miękki głos i nie spodobało mi się, że mówi do niego w taki łagodny sposób.
Koleś coś jej odpowiedział, ale nie zdołałem tego wychwycić, bo stałem za daleko, ale odwróciłem się w ich stronę. Hania podnosiła właśnie rękę na pożegnanie i uśmiechała się do niego półgębkiem. Zanim wyszedł, obrzucił mnie lekceważącym spojrzeniem, a na końcu zmrużył oczy.
O, jak się przestraszyłem, pomyślałem z kpiną. Debil.
Zostaliśmy sami w pustej hali z mrugającą jarzeniówką i odgłosem uderzającego o dach deszczu. Jak dla mnie, w cholerę romantycznie.
Hania nachylała się nad jakimś zeszytem, w którym coś zaciekle notowała. Podszedłem do niej i przystanąłem tak blisko, jak tylko mogłem, żeby nie wydać się zbokiem. Ona nie podnosiła głowy znad swojego skoroszytu, ale widziałem, że jej oddech przyspieszył.
Zupełnie bezwolnie uniosłem rękę i odgarnąłem z jej policzka pasmo włosów. Ale było mi mało. Nie odsunąłem dłoni, tylko musnąłem opuszkami jej skroń, a potem linię jej szczęki. Jej skóra była gładka jak jedwab. Jej piersi unosiły się i opadały w coraz szybszym tempie.
Stanąłem za nią, delikatnie ocierając się o jej pośladki. Nie potrafiłem się powstrzymać, tak bardzo jej pragnąłem. Jak kolejnego oddechu. Jak ćpun następnej działki. Sięgnąłem od tyłu do jej nagiego przedramienia i pogładziłem ją po nim palcami, gotowy wycofać się w każdej chwili, gdyby Hania wykonała najmniejszy gest świadczący o tym, że nie chce, abym się do niej w ten sposób zbliżał.
– Co robisz? – szepnęła.
Nie powinna mi zadawać tak trudnych pytań.

4 komentarze: