poniedziałek, 30 marca 2020

WE KRWI rozdział 9



Zamknęłam oczy, dobrze on nie mógł tego zobaczyć. Nie spodziewałam się dzisiaj jego wizyty. Gdy go zobaczyłam, moje serce omal nie popadło w szał. A gdy zbliżył się do mnie po tym, jak wyszedł Karol, miałam wrażenie, że z garażu wyssano cały tlen. Było mi trudno oddychać. Jego dotyk mnie paraliżował, jakby przez to delikatne muskanie wstrzykiwał mi jad.
– Co robisz? – zdołałam wyszeptać.
– Dotykam cię – odparł zachrypniętym głosem.
Nie, Adrian. Ty mnie naznaczasz, pomyślałam.
Jego palce sunęły po mojej ręce. Dotarły do ramienia, a potem przesunął je na moją szyję. Ostatkiem sił powstrzymałam jęknięcie, gdy jego dłoń dotknęła miejsca, w którym szalał mój puls.
Nachylił się i dotknął ustami koniuszka mojego ucha. Zadrżałam i odchyliłam do tyłu głowę. To było silniejsze ode mnie. Ten facet doprowadzał mnie do szaleństwa. Powinnam go już dawno powstrzymać, ale było mi tak dobrze. Już dawno nie czułam czegoś podobnego.
Przypomniał mi się tamten wakacyjny wieczór po bójce, gdy udało mi się przeszmuglować go do altany w ogrodzie ciotki. Delikatnie oczyściłam jego ranę na wardze, przemyłam policzek, a potem zajęłam się kostkami jego dłoni. Adrian przez dłuższą chwilę milczał, ale po jakimś czasie spojrzał na mnie i zapytał:
– Dlaczego przede mną uciekasz?
Coś się wtedy we mnie poruszyło, bo z jego głosu zniknęła kokieteria i pewność siebie. Nie było już w nim prowokacji. On po prostu chciał wiedzieć, dlaczego go nie chcę. Chciał poznać powód, ale ja nie byłam w stanie mu tego wytłumaczyć. Byłam pewna, że nie zrozumiałby, bo mnie nie znał. Nie znał mojej historii. Nic o mnie nie wiedział i chciałam, żeby tak pozostało. Byliśmy parą nieznajomych, tak było dobrze, ale w tamtym momencie chciałam dać mu część siebie. Coś, co będziemy mogli ze sobą zabrać po wakacjach. Pocałowałam go. Delikatnie, żeby nie sprawić mu bólu przez rozcięta wargę.
Adrian zamknął oczy i odwzajemnił pocałunek. Tak samo delikatnie i niepewnie. Dałabym sobie wtedy uciąć mały palec u ręki, że i dla niego to było coś nowego. Nowe, bo bez pośpiechu i gwałtowności, jakbyśmy byli dwojgiem nastolatków, którzy dopiero się uczą.
Ten pocałunek był słodki i wciąż go pamiętałam. Gdy zamykałam oczy, czułam go na swoich ustach. Nasz pierwszy i do tej pory jedyny pocałunek.
A teraz? Teraz pragnęłam czegoś zupełnie innego. Nie chciałam delikatności. Pragnęłam poczuć, jak to jest być z nim, gdy nie musi się kontrolować, bo i ja nie chciałam tego robić. Nie tym razem.
Adrian musnął ustami fragment mojej skóry tuż za uchem. Autentycznie zadrżałam z podniecenia. Wyczuł to, ale nie posunął się dalej.
– Chciałbym cię zabrać na randkę – szepnął.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam, co do mnie mówi, bo byłam tak zamroczona.  Dopiero kolejne pytanie mnie obudziło.
– Co ty na to?
– Na co? – odwróciłam się do niego gwałtownie, wręcz się o niego ocierając, bo nie odsunął się.
Jego zielone oczy były wielkim głębokim oceanem, w którym mogłam się w każdej chwili utopić.
– Na randkę. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – uśmiechnął się tym swoim krzywym uśmiechem, od którego zawsze miękły mi kolana.
– Słucham cię – odparłam, próbując wziąć się w garść.
Opierałam się plecami o zimny metalowy stół i zadarłam do góry głowę.
– No więc…chcę cię zabrać na randkę. W sobotę – powtórzył, sięgając do moich włosów, a potem policzka.
– Chyba mam plany. – Oblizałam usta – Słyszałeś, że zostałam już zaproszona – dodałam z niewinnością.
Co prawda Karol luźno zaproponował kino, ale niczego mu nie obiecywałam. Lubiłam chłopaka, ale był ode mnie o dwa lata młodszy i kompletnie mnie nie pociągał. Był okej, ale nie między nami nie było chemii…a przynajmniej ja jej nie czułam. Nie chciałam dawać mu nadziei.
Adrian zmrużył nieznacznie oczy i przełknął ciężko ślinę. Był zazdrosny i nie potrafił tego ukryć. Uwielbiałam, gdy był zazdrosny. Dzięki temu miałam pewność, że mu zależy. Że się mną nie bawi i nie zaczyna nudzić.
– Przyjęłaś zaproszenie tego dzieciaka? – zapytał, podnosząc wysoko brwi.
– Jeszcze nie, ale… – zaczęłam, ale wszedł mi w słowo.
– Więc tego nie rób.
– Dlaczego? – zapytałam, czując w sercu szalejące tornado.
Byliśmy tak blisko siebie, że oddychaliśmy własnymi oddechami. Jego zapach, mieszanka perfum i naturalnego męskiego zapachu obezwładniały mnie.
– Po prostu tego nie rób. Proszę – powiedział i zbliżył się do moich ust.
Oczywiście, że chciałam z nim pójść na randkę, a udawanie niezdecydowanej sprawiało mi przyjemność, ale Adrian przypomniał mi teraz tamtego chłopaka z altany. Szczerego i bezbronnego.
Może oceniałam go źle? Może nie był tym, za kogo brałam go od samego początku?
– Okej – odparłam cicho. – Gdzie chcesz mnie zabrać?
Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie. Delikatnie, z czułością, ale z każdą sekunda ten pocałunek się zmieniał. Zakręciło mi się w głowie i z trudnością nadążałam za jego spragnionymi ustami. Objął dłońmi moją twarz i pieścił kciukami linię szczęki. Stanęłam na czubkach placów, żeby wyjść mu naprzeciw. Adrian uśmiechnął się w trakcie pocałunku, a potem podniósł mnie i posadził na stole.
– Teraz możesz mnie całować, ile wlezie – powiedział z szerokim uśmiechem.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam gromkim śmiechem, aż opadłam plecami na stół. Boże, jaki jest słodki, myślałam z brzuchem pełnym motyli.
Adrian pomógł mi się podnieść i ponownie wsunął palce w moje włosy, jakby nie potrafił się powstrzymać. Spoważniał i dotknął kciukiem moich ust, od których nie mógł oderwać oczu.
– Chryste, co ty mi robisz – powiedział szeptem i już miałam zapytać, o co mu chodzi, ale nie miałam szansy, bo wbił się w moje usta z siłą, która zaparła mi dech w piersiach. Objęłam go nogami w pasie, przestając się kontrolować.
Poczułam w ustach jego język. Gorące pulsowanie w podbrzuszu wysłało falę rozkoszy do każdego zakątka w moim ciele. Nigdy nie czułam nic bardziej podniecającego. Dłonie Adriana błądziły po mojej szyi i karku. Po chwili zsunęły się na plecy, a następnie na pośladki, za które mnie do siebie przycisnął. Kochałam to. Oderwałam usta od jego warg i zsunęłam je na jego policzek, a potem podbródek i szyję. Chciałam go posmakować. Czułam, że cały jest tak smaczny, jak jego usta. Musiałam to sprawdzić.
Adrian jęknął i gwałtownie mnie od siebie odsunął.
– Albo przestaniemy teraz, albo…albo będziemy musieli pójść na całość – wydyszał.
Patrzyłam na niego w oszołomieniu, nie do końca rozumiejąc znaczenia jego słów. Wciąż byłam w transie.
– Co wybierasz, Hania? – powiedział i oblizał wilgotne usta.
Wzięłam głęboki wdech i przełknęłam ciężko ślinę. Pragnęłam go, jak jeszcze nigdy nikogo, ale nie mogliśmy tego zrobić w ten sposób. Byłoby dobrze. Byłoby rewelacyjnie. Czułam to w całym ciele. Na ustach, na opuszkach palców i w sercu. Ale nie mogłam po raz kolejny dać się ponieść pożądaniu. Nie w tym miejscu. Tutaj zrobiłam to po raz pierwszy z Robertem, którego podniecał fakt, że jesteśmy w miejscu, w którym każdy może nas nakryć.
Nie chciałam powtórki. Wspomnienie byłego natychmiast mnie ostudziło.
– Zatrzymajmy się – odparłam – Poniosło mnie. Przepraszam – odsunęłam się od Adriana.
Adrian przymknął oczy i oparł czoło o moje czoło. Wyglądał, jakby cierpiał.
– Okej. Okej – powiedział zachrypniętym głosem i podniósł na mnie oczy. – Wiec sobota? Siódma?
– Oby nie rano – odparłam z uśmiechem.
– Spokojnie. W sobotę rano się wyśpisz, ale nie daję gwarancji na noc z soboty na niedzielę – odpowiedział, delikatnie muskając moją skroń.
Nie odpowiedziałam na to, tylko przygryzłam mocno wargę.
Serce załomotało mi w piersi. Po dzisiejszej porannej rozmowie z Kamilem, który spędził u mnie noc i zjadł ze mną śniadanie, doszłam do wniosku, że życie jest zbyt krótkie i na tyle beznadziejne, że nie powinnam sobie odbierać przyjemności. Nie mogłam unikać ludzi i sytuacji, które mogłyby mnie zranić. Chciałam żyć i chciałam spróbować…Adriana. Nie w pośpiechu i nie na stole, ale na spokojnie, kiedy będę miała czas się nim podelektować.
Już na samą tę myśl robiło mi się gorąco.
Nie musieliśmy zostawać parą. Nie musiałam się w nim zakochiwać. Mogłam po prostu się z nim dobrze bawić. Nie musiałam się angażować i oddawać mu wszystkiego. Kiedy spotkam idealnego faceta i zechcę się z nim związać na stałe, po Adrianie zostaną mi dobre wspomnienia. Dlaczego miałabym sobie tego odmawiać?
– A co z twoim samochodem? – zapytałam, żeby zmienić temat i zająć czymś myśli.
Adrian zaśmiał się. Jego czysty głęboki śmiech rozbrzmiał echem. To był naprawdę przyjemny dźwięk.
– Wykręciłem sobie żarówkę w lampce – popatrzył na mnie roześmianymi oczami. – Na wypadek, gdybyś znowu chciała mi zarzucić pokazywanie się tu bez powodu. – wyjaśnił
Nie byłam w stanie się powstrzymać i roześmiałam się głośno. Już nie pamiętałam, kiedy śmiałam się tak często.
– A gdybym była chirurgiem? Obciąłbyś sobie nogę? – zachichotałam.
– Nie – odparł z udawaną powagą – Złamałbym sobie palca…ale w trzech miejscach i to z otwarciem – dodał.
– Jesteś nienormalny – powiedziałam, a w moim wnętrzu rozszalały się zmutowane trzmiele.
– Nie. – Uśmiechnął się – Jestem tylko zadurzony po uszy – powiedział i nie czekając na moją reakcję, dał mi szybkiego całusa w czoło, a potem odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z hali, zostawiając mnie w totalnym oszołomieniu.
Do końca dnia nie byłam w stanie się skupić na pracy. W głowie odtwarzałam scenę na stole i traciłam zapał do pracy. Postanowiłam skończyłam wcześniej i dołączyłam do cioci i wujka, żeby zająć myśli czymś innym, niż Adrian. Zjadłam z nimi kolacje. Niedługo potem wpadł do domu Daniel. Wygłodniały i stęskniony za maminym jedzeniem, pochłoną pół blachy zapiekanki makaronowej.
Grzesiek wyjechał na studia do Krakowa, a Sebek do Warszawy. Pojawiali się średnio raz w miesiącu. Daniel został we Wrocławiu, ale zdecydował się przenieść do wynajmowanego mieszkania, które dzielił z dwoma kumplami. Chciał posmakować życia studenckiego, a na obrzeżach miasta, daleko od uczelni, nie był w stanie tego zaznać. Zaczął się też sprzeczać z wujkiem, bo obaj mieli silne i trudne charaktery. Daniel był typowym buntownikiem i lubił się stawiać, co z kolei doprowadzało wujka do obłędu. Dla nich obu wyprowadzka Daniela stała się wybawienie. Odkąd zjawiał się z doskoku, jego stosunki z ojcem poprawiły się.
Lubiłam spędzać z nimi wieczory i rozmawiać o nieistotnych sprawach. Byli moją prawdziwą rodziną. Rodziną, bez której nigdy bym sobie nie poradziła. Kochałam ich. Daniel często doprowadzał mnie do szału, ale wiem, że gdybym przyszła do niego po pomoc, rzuciłby wszystko i zjawiłby się pod moimi drzwiami. Gdy rozstałam się z Robertem,  zaoferował skopanie mu dupska, a Sebek i Grzesiek zapytali tylko, gdzie mają się pojawić.
Kochałam tych troglodytów.
Do mieszkania doczłapałam się około jedenastej. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Gdy położyłam się do łóżka, za nic nie mogłam zasnąć. Myślałam o Adrianie i jego smaku. Słonym, męskim smaku jego ciała…To będzie bardzo długa noc, pomyślałam z uśmiechem na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz