Marcin
spojrzał na mnie w jakiś dziwny sposób. Jakby się martwił. Ostatnio często tak
na mnie patrzył, ale gdy go na tym przyłapywałam, szybko odwracał wzrok.
Zatrzymaliśmy
się na parkingu przed zajazdem. W miejscu lekko osłoniętym przez drzewa. Marcin
wyłączył silnik i odwrócił się w moją stronę. Miał w oczach tę burzę, która
zapowiadała niezapomniane doznania łóżkowe…w tym wypadku chyba powinnam
powiedzieć: samochodowe. Jego oddech przyspieszył. Mój też. Rozchylił
delikatnie usta, a potem je zamknął i przełknął ciężko ślinę.
Ta
cisza przed wybuchem pożądania była wisienką na torcie. To ja nie wytrzymałam
tej wymiany spojrzeń. Nigdy nie wytrzymywałam i Marcin dobrze o tym wiedział.
Zanim zaatakowałam jego usta, przemknął po nich uśmiech satysfakcji. I to
również mnie podnieciło. Nie wiem, co się ze mną działo, ale nie mogłam się
powstrzymać.
Wdrapałam
się na kolana Marcina i dosiadłam go okrakiem, ale w plecy wbiła mi się
kierownica. Marcin jednym ruchem odsunął siedzenie na maksymalną odległość. Od razu lepiej, pomyślałam.
Mój
chłopak próbował wsunąć rękę w moje spodnie, ale to było niemożliwe, bo miałam
na sobie ciasne dżinsy. Przez chwilę ujeżdżałam go na sucho, ale było mi mało.
Marcin po którymś mocniejszym otarciu się o jego penisa, jęknął z frustracji.
–
Złaź – zakomenderował, a ja natychmiast go posłuchałam.
Uwielbiałam
ten jego rozkazujący ton i to jak przejmował kontrolę. Z największym wysiłkiem
przedostaliśmy się na tylną kanapę. Ja bez żadnych oporów zrzuciłam z siebie
dżinsy i bieliznę, a Marcin tylko zsunął z bioder spodnie z bokserkami, nałożył
gumkę i gestem nakazał mi, żebym na niego usiadła. Był już gotowy, czego nie
był w stanie ukryć. Uśmiechnęłam się i usiadłam na nim z głośnym westchnieniem.
Marcin zamknął oczy i odrzucił do tyły głowę.
–
Za każdym, kurwa, razem – wymamrotał nieprzytomnie.
Chciałam
go zapytać, co ma na myśli, ale nie miałam na to wystarczająco przejrzystego
umysłu. W tej chwili zanurzałam się we mgle. Zaczęłam się poruszać, a samochód
wypełniły nasze zsynchronizowane pojękiwania.
Marcin
zagryzł mocno wargę, a potem przyciągnął mnie do głodnego pocałunku. W ustach
poczułam metaliczny posmak, a na wargach delikatne szczypanie. Cały on.
Gwałtowny i tracący kontrolę, gdy instynkt przejmował nad nim kontrolę.
W
pewnym momencie zadarł do góry moją bluzkę wraz ze stanikiem i przyssał się do
mojej piersi. Zrobił to z taką gwałtownością, że poczułam ból, ale nie ten, gdy
ktoś robi ci krzywdę. To był słodki ból, który mieszał się z podnieceniem i
zbliżającym się orgazmem. Byłam już blisko. Bardzo blisko. Krzyknęłam, gdy
zalała mnie fala rozkoszy. Odrzuciłam do tyłu głowę, a potem opadłam na
Marcina, który był tuż za mną.
Zdyszani
chwilę zastygliśmy w takiej pozie. Marcin gładził mnie delikatnie po plecach, a
ja czułam jak zalewa mnie kolejna fala przyjemności, tym razem był to wynik
czułości, której Marcin nigdy mi nie szczędził. Tak było od samego początku.
Wyglądał na twardziela i człowieka, który gardzi delikatnością, przytulasami i
słodkimi buziakami, ale to były tylko pozory.
–
Co miałeś na myśli? – zapytałam, przypominając sobie jego słowa sprzed momentu.
–
Co? – odparł nieprzytomnie.
–
Że coś jest za każdym razem – przypomniałam.
Marcin
westchnął głośno, aż podniosłam się wraz z jego klatką piersiową.
–
Za każdym razem jest tak samo. W sensie tak samo intensywnie i tak samo wariacko,
jak za pierwszym razem – wyjaśnił z krzywym uśmiechem.
Wyszczerzyłam
się zadowolona, bo dla mnie to także było równie niesamowite, jak wtedy, gdy
zrobiliśmy to pierwszy raz. To było coś mocnego.
***
To
chyba była nasza piąta randka. Wcześnie, ale ta chemia między nami groziła
wybuchem i musieliśmy temu zaradzić. To był weekend, podczas którego Sara
wymknęła się z Pawłem na Mazury. Dwa małe przebiegłe brzydale. Ale wtedy nie
miałam czasu tego rozkminiać, bo Marcin zabrał mnie na jakąś imprezę plenerową
u swojego kumpla. Cały wieczór trzymał mnie za rękę i nie odstępował na krok,
jakby chciał tym pokazać, że jestem jego.
To
był niezapomniany wieczór. Płomienie ogniska przypomniały mi Noc Kupały, gdy z
Sarą wybrałyśmy się na tę imprezę nad Jeziorem Łez. Wolałam jej nie wspominać,
bo przechorowałam ten wypad okrutnie. Co innego Sara, która bzyknęła się z moim
bratem.
W
tle leciał lekki bit Justina Biebera Intentions,
do którego kiwałam się delikatnie, gdy Marcin poszedł po piwo. Na chwilę
zatrzymało go kilku jego kumpli i mogłam się mu przyglądać z daleka. To był
nasza pierwsza randka, podczas której przedstawił mnie towarzystwu.
Byłam
już na dobrej drodze do zadurzenia się w nim na całą głębokość. Po tym, jak
uratował mnie z plantacji malin, nie miałam innego wyjścia. Ten koleś rzucił na
mnie jakiś czar. Miał w sobie jedocześnie spokój i trzymany w ryzach bunt,
którym mnie kusił.
Posłał
mi ponad ogniskiem spojrzenie, od którego ugięły mi się nogi. Ostatni tydzień
był bardzo intensywny, jeśli chodziło o nasze relacje. Przerażało mnie to, ale
chciałam tego. Bardzo tego chciałam, bo Marcin wydał mi się tego wart. Nie
wiem, czy nie przemawiał przeze mnie jakiś hormon zakochanych, ale czułam, że
ja i on to będzie coś poważnego.
Wgapiałam
się w niego i nie zauważyłam, jak obok mnie przystanął jakiś typ z puszką piwa
w ręku.
–
Cześć – uśmiechnął się zachęcająco.
–
Cześć – przywitałam się.
Był
wysoki i bardzo szczupły. Miał nawet przyjemną twarz. Liczyłam, że jak
najszybciej sam się odczepi, bo nie chciałam być niemiła. Nie znałam tu ludzi i
nie powinnam ujawniać już teraz brzydkiej strony mojego (a taka istniała) charakteru
komuś z bliskich znajomych Marcina.
–
Jestem Krystian – wyciągnął do mnie rękę.
–
Kamila – odwzajemniłam uścisk, wciąż utrzymując na ustach wymuszony uśmiech.
–
Jesteś tu sama? – rozejrzał się dookoła, jakby chciał tym wskazać, o jaki zbiór
ludzi mu chodzi.
–
Nie. Nie jest tu sama – rozległo się za moimi plecami.
Poczułam
ramię, oplatające mnie w pasie. Jak zwykle moje serce zareagowało na jego dotyk,
jak zeschizowany chomik w kołowrotku
Wzruszyłam
ramionami, a Krystian oddalił się, posyłając mi zawadiacki uśmiech.
–
Palant – rzucił Marcin, odwrócił mnie do siebie, a potem wręczył mi butelkę
piwa.
Zaśmiałam
się z tej jawnej oznaki zazdrości.
– Dzięki – wzięłam łyk piwa.
Zdziwiłam
się i wzięłam kolejny łyk. Tak, to było piwo o smaku jagodowym. Wspomniałam mu
ostatnio, że kiedyś w barze studenckim spróbowałam takiego i strasznie mi
posmakowało, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Skąd go wytrzasnął?
–
Jagodowe? Gdzie je znalazłeś? – zapytałam, a on się tylko uśmiechnął.
–
Smakuje?
Skinęłam
głową.
–
Mogę spróbować?
Wyciągnęłam
w jego stronę butelkę, ale on ją delikatnie odsunął, chwycił mnie w pasie,
przyciągnął do siebie, a potem delikatnie musnął językiem moją dolną wargę.
Zadrżałam z wrażenia.
–
Tak, bardzo dobre – oblizał wargę.
Kolejne
uderzenie gorąca, pędzące wzdłuż całego mojego ciała, mogłoby ogrzać średniej
wielkości miasto. Musiał zobaczyć w moich oczach całą tę gamę uczuć z
podnieceniem na czele, bo spoważniał i delikatnie poluzował uścisk na mojej
talii.
–
Chciałabyś stąd pójść? – zapytał zachrypniętym głosem.
Znowu
byłam w stanie tylko skinąć głową. Wiedziałam, o co mnie pyta, a ja od razu
znałam odpowiedź. Pragnęłam go.
Oboje
już trochę wypiliśmy, więc wezwaliśmy taksówkę. Nie byliśmy do końca pewni,
gdzie mamy jechać, bo zarówno jego rodzice, jak i moi byli w domach, ale to nas
nie powstrzymało. Marcin wykonał jeden telefon do kumpla, który dał mu kluczyki
do domku na ogródkach działkowych. Niecałe pół godziny później, weszliśmy przez
bramę, która była przejściem do Narni działkowiczów.
Gdy
stanęliśmy przy małej altanie, ogrodzonej dookoła siatką i spowitej słodkim
zapachem letnich kwiatów, zakręciło mi się w głowie. Może od powstrzymywanego
napięcia, a może też trochę od tego piwa jagodowego, które wypiłam w pośpiechu,
żeby zdążyć przed przyjazdem taksówki.
Zanim
Marcin sięgnął kluczem do zamka, odwrócił się do mnie i powiedział:
–
Posłuchaj…nie zrobimy niczego, czego nie będziesz chciała. – Na moment
przygryzł wargę i powiódł wzrokiem gdzieś ponad moim ramieniem – To, że teraz
tam wejdziemy, nie oznacza, że musimy…
–
Cicho. – Zakryłam mu dłonią usta – Rozumiem, ale chcę już wejść – powiedziałam.
Wiedziałam
już, że jest porządnym facetem. Gdyby nim nie był, już bym to wyczuła. Nie
chciałam dłużej czekać.
Marcin
pocałował mnie zachłannie, a ja oddałam ten pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na
kark i przyciągałam go do siebie, jakbym nagle popadła w jakiś trans. Podniósł
mnie do góry, a ja objęłam go nogami w pasie. Weszliśmy do środka z niemałym
trudem, bo musieliśmy otworzyć drzwi, a w takiej konfiguracji naszych ciał, to
był wyczyn.
Zamknęliśmy
za sobą drzwi i nie przestając się całować, Marcin postawił mnie na podłodze.
Nawet nie rozejrzałam się po domku, bo wciąż byłam w transie. Uwielbiałam jego
usta. Gorące, wilgotne i idealne. I te jego dłonie…dłonie, którymi już raz
doprowadził mnie do orgazmu. Na samą myśl dostawałam palpitacji serca.
–
Zaczekaj, dzikusko – zaśmiał się, delikatnie mnie od siebie odsuwając.
Patrzyłam
na niego w oszołomieniu, nie mogąc zrozumieć, dlaczego oderwał mnie od swoich
ust.
–
Musimy zlokalizować łóżko – powiedział zdyszany.
–
Okej – przyznałam mu rację, chociaż to wcale nie był dla mnie priorytet, ale
nie chciałam wyjść na jakąś nimfomankę, albo niezrównoważoną.
Marcin
zapalił światło. Rozejrzałam się. Domek składał się z mikroskopijnej kuchni i pokoju,
w którym zmieścił się tylko tapczan i krzesło. Było schludnie i czysto.
Idealnie.
Opanowałam
jednak swoje żądze i czekałam na ruch Marcina. Ten podszedł do drzwi, zamknął je
na klucz i jednym ruchem zrzucił z siebie T-shirt. Patrzył na mnie wyzywająco,
jakby dobrze wiedział, że ten widok podziała na mnie, jak kolorowy kwiatek na
pszczołę.
I
to by było na tyle, jeśli chodziło o moją powściągliwość.
Podeszłam
do niego i powiodłam dłonią po jego lekko zarysowanych mięśniach brzucha i
torsu. Miał ten typ budowy ciała, który najbardziej mnie kręcił. Męski i
twardy. Idealny.
Przesunęłam
palcami przez sam środek jego torsu i zatrzymałam się na pasie włosów,
znikającym w spodniach. Marcin wciąż stał niewzruszony, tylko jego
przyspieszony oddech wskazywał na to, że mój dotyk nie jest mu obojętny.
Wreszcie
podniósł dłoń, odgarnął mi kosmyki włosów z policzka, a następnie przesunął
dłoń na tył mojej głowy i chwycił mnie za koński ogon. Nie agresywnie, ale
poczułam siłę tego uścisku.
–
Nawet nie wiesz…– zaczął zachrypniętym głosem. – Nawet nie wiesz… – sapnął z
frustracji i oblizał usta.
–
Czego nie wiem? – szepnęłam, bo z wrażenia zabrakło mi głosu.
Marcin
poluzował chwyt na moich włosach i nachylił się nade mną. Zanim mnie pocałował
powiedział:
–
Jak bardzo mi odbiło na twoim punkcie.
Potem
straciłam kontrolę z bazą, bo Marcin po prostu odłączył mnie od tego, co działo
się na zewnątrz. W szalonym pośpiechu przemieściliśmy się na kozetkę.
Szamotaliśmy się z ubraniami, jakbyśmy zapomnieli, jak działają guziki i zamki.
Zdążyliśmy się zmęczyć, nim zetknęliśmy się nagimi ciałami.
Zdyszana
leżałam przed nim zupełnie naga. Nigdy nie wstydziłam się nagości, teraz też
się nie denerwowałam, bo widziałam w oczach Marcina zachwyt. Czysty zachwyt i
coś więcej. Coś, co dostrzegłam w nich wtedy w jego mieszkaniu, gdy się mną
zaopiekował. Czułość. Tak, nawet w tej chwili tak na mnie patrzył.
Zawisł
nade mną, opierając się rękoma po obu stronach mojej głowy.
–
Jesteś pewna? – musnął ustami moją dolną wargę.
W
odpowiedzi objęłam go dłońmi w pasie. Odurzona zapachem jego ciała nie byłam w
stanie sklecić jednej składnej myśli. Skinęłam głową, żeby wiedział, że pragnę
go tak samo, jak on pragnął mnie.
Pocałował
mnie. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Chciałam poczuć go całego.
Chciałam, żebyśmy stykali się każdym fragmentem ciała. W którymś momencie
Marcin założył gumkę, podniósł moją nogę, położył ją sobie na biodro, a potem
wszedł we mnie. Najpierw powoli, jakby chciał mnie wybadać, a po chwili
poczułam go głębiej. Nasze głośne jęki zalały pomieszczenie.
–
Kurwa! – syknął Marcin i doskonale go rozumiałam.
To
było mocne.
Pierwszy
ładunek rozkoszy przeszył mnie na wskroś.
Nie
przestawaliśmy się całować, bo to było dopełnieniem wszystkiego. Marcin coraz
szybciej poruszał biodrami, a ja za każdym kolejnym pchnięciem byłam coraz
bliżej. Przed moimi oczami zaczęły wirować srebrne drobinki, a serce zatłukło
mi mocno w piersi.
Spoceni,
zmordowani i kompletnie oszołomieni doszliśmy niemal równocześnie. Gdy
obezwładnił mnie silny orgazm, wbiłam paznokcie w jego plecy. Mój głośny jęk
odbił się echem od ścian. Marcin zadrżał ostatni raz i opadł na mnie bez sił.
Jego ciężki, szybki oddech pieścił skórę na mojej szyi. Po chwili ciepło oddechu
zamieniło się w delikatne pocałunki, a potem lizanie.
–
Co robisz? – zaśmiałam się.
–
Nie widać? – powiedział, nie przerywając.
–
Zlizujesz mój pot? – powiedziałam lekko zaszokowana.
–
Zlizuję twój zapach i smak – odparł niezrażony – Nigdy w życiu nic tak mi nie
smakowało.
Boże.
Znowu się podnieciłam.
Po
chwili wysunął się ze mnie, zdjął prezerwatywę i zawinął ją w chusteczkę.
Położył się obok mnie i przyciągnął do siebie. Odwróciłam się do niego bokiem i
wpatrywałam w jego oczy, przykryte w całości czarną źrenicą.
–
Jak było? – zapytał, gładząc mnie po plecach.
Było
mi tak dobrze. Poczułam ociężałość i senność.
–
Zajebiście, Marcin. Było zajebiście – przyznałam szczerze.
Uśmiechnął
się szeroko. Wow. Ten uśmiech był piękny. Dotknęłam palcami jego ust, a potem
przejechałam po skrzywionej nasadzie nosa.
–
Przeszkadza ci to? – zapytał.
–
Co? – odparłam zdezorientowana.
–
Mój nos – znowu się uśmiechnął, ale tym razem z rezerwą.
–
Dlaczego miałby mi przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Jest seksowny – dodałam.
Taka
była prawda. Podobał mi się nawet w takiej łobuzerskiej wersji. Wzruszył
ramionami i cmoknął opuszka mojego wskazującego palca.
Zmęczona
zasnęłam. Było późno i powinniśmy wracać, ale żadne z nas tego nie chciało. Marcin
pozwolił mi spać i obudził mnie dopiero o świcie. Chyba tamtego wieczora w raju
działkowiczów, wśród grządek marchewek, pietruszek i odurzającym zapachu malw
zrozumiałam, że Marcin to ten jedyny.
***
Ocknęłam
się z tych cudownych wspomnień i przytuliłam mocniej do Marcina.
-
Kocham cię – powiedziałam, bo chciałam, żeby to wiedział.
Za
rzadko mu to mówiłam. Nie dlatego, że tak nie czułam, ale po prostu nie byłam
typem, który strzela na prawo i lewo takimi wyznaniami. Były zbyt ważne i
znaczące, żeby ich nadużywać.
–
Ja ciebie też – odparł i wzmocnił uścisk.
Tak
było idealnie. Ja i on byliśmy idealni i miałam nadzieję, że to się nigdy nie
zmieni, nieważne, co powie lekarz. Obiecałam Sarze, że zaraz po majówce się przebadam
i wszystko będzie już dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz