wtorek, 7 kwietnia 2020

DAWNO, DAWNO TEMU...rozdział 5



Marcin spojrzał na mnie w jakiś dziwny sposób. Jakby się martwił. Ostatnio często tak na mnie patrzył, ale gdy go na tym przyłapywałam, szybko odwracał wzrok.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed zajazdem. W miejscu lekko osłoniętym przez drzewa. Marcin wyłączył silnik i odwrócił się w moją stronę. Miał w oczach tę burzę, która zapowiadała niezapomniane doznania łóżkowe…w tym wypadku chyba powinnam powiedzieć: samochodowe. Jego oddech przyspieszył. Mój też. Rozchylił delikatnie usta, a potem je zamknął i przełknął ciężko ślinę.

Ta cisza przed wybuchem pożądania była wisienką na torcie. To ja nie wytrzymałam tej wymiany spojrzeń. Nigdy nie wytrzymywałam i Marcin dobrze o tym wiedział. Zanim zaatakowałam jego usta, przemknął po nich uśmiech satysfakcji. I to również mnie podnieciło. Nie wiem, co się ze mną działo, ale nie mogłam się powstrzymać.
Wdrapałam się na kolana Marcina i dosiadłam go okrakiem, ale w plecy wbiła mi się kierownica. Marcin jednym ruchem odsunął siedzenie na maksymalną odległość. Od razu lepiej, pomyślałam.
Mój chłopak próbował wsunąć rękę w moje spodnie, ale to było niemożliwe, bo miałam na sobie ciasne dżinsy. Przez chwilę ujeżdżałam go na sucho, ale było mi mało. Marcin po którymś mocniejszym otarciu się o jego penisa, jęknął z frustracji.
– Złaź – zakomenderował, a ja natychmiast go posłuchałam.
Uwielbiałam ten jego rozkazujący ton i to jak przejmował kontrolę. Z największym wysiłkiem przedostaliśmy się na tylną kanapę. Ja bez żadnych oporów zrzuciłam z siebie dżinsy i bieliznę, a Marcin tylko zsunął z bioder spodnie z bokserkami, nałożył gumkę i gestem nakazał mi, żebym na niego usiadła. Był już gotowy, czego nie był w stanie ukryć. Uśmiechnęłam się i usiadłam na nim z głośnym westchnieniem. Marcin zamknął oczy i odrzucił do tyły głowę.
– Za każdym, kurwa, razem – wymamrotał nieprzytomnie.
Chciałam go zapytać, co ma na myśli, ale nie miałam na to wystarczająco przejrzystego umysłu. W tej chwili zanurzałam się we mgle. Zaczęłam się poruszać, a samochód wypełniły nasze zsynchronizowane pojękiwania.
Marcin zagryzł mocno wargę, a potem przyciągnął mnie do głodnego pocałunku. W ustach poczułam metaliczny posmak, a na wargach delikatne szczypanie. Cały on. Gwałtowny i tracący kontrolę, gdy instynkt przejmował nad nim kontrolę.
W pewnym momencie zadarł do góry moją bluzkę wraz ze stanikiem i przyssał się do mojej piersi. Zrobił to z taką gwałtownością, że poczułam ból, ale nie ten, gdy ktoś robi ci krzywdę. To był słodki ból, który mieszał się z podnieceniem i zbliżającym się orgazmem. Byłam już blisko. Bardzo blisko. Krzyknęłam, gdy zalała mnie fala rozkoszy. Odrzuciłam do tyłu głowę, a potem opadłam na Marcina, który był tuż za mną.
Zdyszani chwilę zastygliśmy w takiej pozie. Marcin gładził mnie delikatnie po plecach, a ja czułam jak zalewa mnie kolejna fala przyjemności, tym razem był to wynik czułości, której Marcin nigdy mi nie szczędził. Tak było od samego początku. Wyglądał na twardziela i człowieka, który gardzi delikatnością, przytulasami i słodkimi buziakami, ale to były tylko pozory.
– Co miałeś na myśli? – zapytałam, przypominając sobie jego słowa sprzed momentu.
– Co? – odparł nieprzytomnie.
– Że coś jest za każdym razem – przypomniałam.
Marcin westchnął głośno, aż podniosłam się wraz z jego klatką piersiową.
– Za każdym razem jest tak samo. W sensie tak samo intensywnie i tak samo wariacko, jak za pierwszym razem – wyjaśnił z krzywym uśmiechem.
Wyszczerzyłam się zadowolona, bo dla mnie to także było równie niesamowite, jak wtedy, gdy zrobiliśmy to pierwszy raz. To było coś mocnego.
***
To chyba była nasza piąta randka. Wcześnie, ale ta chemia między nami groziła wybuchem i musieliśmy temu zaradzić. To był weekend, podczas którego Sara wymknęła się z Pawłem na Mazury. Dwa małe przebiegłe brzydale. Ale wtedy nie miałam czasu tego rozkminiać, bo Marcin zabrał mnie na jakąś imprezę plenerową u swojego kumpla. Cały wieczór trzymał mnie za rękę i nie odstępował na krok, jakby chciał tym pokazać, że jestem jego.
To był niezapomniany wieczór. Płomienie ogniska przypomniały mi Noc Kupały, gdy z Sarą wybrałyśmy się na tę imprezę nad Jeziorem Łez. Wolałam jej nie wspominać, bo przechorowałam ten wypad okrutnie. Co innego Sara, która bzyknęła się z moim bratem.
W tle leciał lekki bit Justina Biebera Intentions, do którego kiwałam się delikatnie, gdy Marcin poszedł po piwo. Na chwilę zatrzymało go kilku jego kumpli i mogłam się mu przyglądać z daleka. To był nasza pierwsza randka, podczas której przedstawił mnie towarzystwu.
Byłam już na dobrej drodze do zadurzenia się w nim na całą głębokość. Po tym, jak uratował mnie z plantacji malin, nie miałam innego wyjścia. Ten koleś rzucił na mnie jakiś czar. Miał w sobie jedocześnie spokój i trzymany w ryzach bunt, którym mnie kusił.
Posłał mi ponad ogniskiem spojrzenie, od którego ugięły mi się nogi. Ostatni tydzień był bardzo intensywny, jeśli chodziło o nasze relacje. Przerażało mnie to, ale chciałam tego. Bardzo tego chciałam, bo Marcin wydał mi się tego wart. Nie wiem, czy nie przemawiał przeze mnie jakiś hormon zakochanych, ale czułam, że ja i on to będzie coś poważnego.
Wgapiałam się w niego i nie zauważyłam, jak obok mnie przystanął jakiś typ z puszką piwa w ręku.
– Cześć – uśmiechnął się zachęcająco.
– Cześć – przywitałam się.
Był wysoki i bardzo szczupły. Miał nawet przyjemną twarz. Liczyłam, że jak najszybciej sam się odczepi, bo nie chciałam być niemiła. Nie znałam tu ludzi i nie powinnam ujawniać już teraz brzydkiej strony mojego (a taka istniała) charakteru komuś z bliskich znajomych Marcina.
– Jestem Krystian – wyciągnął do mnie rękę.
– Kamila – odwzajemniłam uścisk, wciąż utrzymując na ustach wymuszony uśmiech.
– Jesteś tu sama? – rozejrzał się dookoła, jakby chciał tym wskazać, o jaki zbiór ludzi mu chodzi.
– Nie. Nie jest tu sama – rozległo się za moimi plecami.
Poczułam ramię, oplatające mnie w pasie. Jak zwykle moje serce zareagowało na jego dotyk, jak zeschizowany chomik w kołowrotku
Wzruszyłam ramionami, a Krystian oddalił się, posyłając mi zawadiacki uśmiech.
– Palant – rzucił Marcin, odwrócił mnie do siebie, a potem wręczył mi butelkę piwa.
Zaśmiałam się z tej jawnej oznaki zazdrości.
  Dzięki – wzięłam łyk piwa.
Zdziwiłam się i wzięłam kolejny łyk. Tak, to było piwo o smaku jagodowym. Wspomniałam mu ostatnio, że kiedyś w barze studenckim spróbowałam takiego i strasznie mi posmakowało, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Skąd go wytrzasnął?
– Jagodowe? Gdzie je znalazłeś? – zapytałam, a on się tylko uśmiechnął.
– Smakuje?
Skinęłam głową.
– Mogę spróbować?
Wyciągnęłam w jego stronę butelkę, ale on ją delikatnie odsunął, chwycił mnie w pasie, przyciągnął do siebie, a potem delikatnie musnął językiem moją dolną wargę. Zadrżałam z wrażenia.
– Tak, bardzo dobre – oblizał wargę.
Kolejne uderzenie gorąca, pędzące wzdłuż całego mojego ciała, mogłoby ogrzać średniej wielkości miasto. Musiał zobaczyć w moich oczach całą tę gamę uczuć z podnieceniem na czele, bo spoważniał i delikatnie poluzował uścisk na mojej talii.
– Chciałabyś stąd pójść? – zapytał zachrypniętym głosem.
Znowu byłam w stanie tylko skinąć głową. Wiedziałam, o co mnie pyta, a ja od razu znałam odpowiedź. Pragnęłam go.
Oboje już trochę wypiliśmy, więc wezwaliśmy taksówkę. Nie byliśmy do końca pewni, gdzie mamy jechać, bo zarówno jego rodzice, jak i moi byli w domach, ale to nas nie powstrzymało. Marcin wykonał jeden telefon do kumpla, który dał mu kluczyki do domku na ogródkach działkowych. Niecałe pół godziny później, weszliśmy przez bramę, która była przejściem do Narni działkowiczów.
Gdy stanęliśmy przy małej altanie, ogrodzonej dookoła siatką i spowitej słodkim zapachem letnich kwiatów, zakręciło mi się w głowie. Może od powstrzymywanego napięcia, a może też trochę od tego piwa jagodowego, które wypiłam w pośpiechu, żeby zdążyć przed przyjazdem taksówki.
Zanim Marcin sięgnął kluczem do zamka, odwrócił się do mnie i powiedział:
– Posłuchaj…nie zrobimy niczego, czego nie będziesz chciała. – Na moment przygryzł wargę i powiódł wzrokiem gdzieś ponad moim ramieniem – To, że teraz tam wejdziemy, nie oznacza, że musimy…
– Cicho. – Zakryłam mu dłonią usta – Rozumiem, ale chcę już wejść – powiedziałam.
Wiedziałam już, że jest porządnym facetem. Gdyby nim nie był, już bym to wyczuła. Nie chciałam dłużej czekać.
Marcin pocałował mnie zachłannie, a ja oddałam ten pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na kark i przyciągałam go do siebie, jakbym nagle popadła w jakiś trans. Podniósł mnie do góry, a ja objęłam go nogami w pasie. Weszliśmy do środka z niemałym trudem, bo musieliśmy otworzyć drzwi, a w takiej konfiguracji naszych ciał, to był wyczyn.
Zamknęliśmy za sobą drzwi i nie przestając się całować, Marcin postawił mnie na podłodze. Nawet nie rozejrzałam się po domku, bo wciąż byłam w transie. Uwielbiałam jego usta. Gorące, wilgotne i idealne. I te jego dłonie…dłonie, którymi już raz doprowadził mnie do orgazmu. Na samą myśl dostawałam palpitacji serca.
– Zaczekaj, dzikusko – zaśmiał się, delikatnie mnie od siebie odsuwając.
Patrzyłam na niego w oszołomieniu, nie mogąc zrozumieć, dlaczego oderwał mnie od swoich ust.
– Musimy zlokalizować łóżko – powiedział zdyszany.
– Okej – przyznałam mu rację, chociaż to wcale nie był dla mnie priorytet, ale nie chciałam wyjść na jakąś nimfomankę, albo niezrównoważoną.
Marcin zapalił światło. Rozejrzałam się. Domek składał się z mikroskopijnej kuchni i pokoju, w którym zmieścił się tylko tapczan i krzesło. Było schludnie i czysto. Idealnie.
Opanowałam jednak swoje żądze i czekałam na ruch Marcina. Ten podszedł do drzwi, zamknął je na klucz i jednym ruchem zrzucił z siebie T-shirt. Patrzył na mnie wyzywająco, jakby dobrze wiedział, że ten widok podziała na mnie, jak kolorowy kwiatek na pszczołę.
I to by było na tyle, jeśli chodziło o moją powściągliwość.
Podeszłam do niego i powiodłam dłonią po jego lekko zarysowanych mięśniach brzucha i torsu. Miał ten typ budowy ciała, który najbardziej mnie kręcił. Męski i twardy. Idealny.
Przesunęłam palcami przez sam środek jego torsu i zatrzymałam się na pasie włosów, znikającym w spodniach. Marcin wciąż stał niewzruszony, tylko jego przyspieszony oddech wskazywał na to, że mój dotyk nie jest mu obojętny.
Wreszcie podniósł dłoń, odgarnął mi kosmyki włosów z policzka, a następnie przesunął dłoń na tył mojej głowy i chwycił mnie za koński ogon. Nie agresywnie, ale poczułam siłę tego uścisku.
– Nawet nie wiesz…– zaczął zachrypniętym głosem. – Nawet nie wiesz… – sapnął z frustracji i oblizał usta.
– Czego nie wiem? – szepnęłam, bo z wrażenia zabrakło mi głosu.
Marcin poluzował chwyt na moich włosach i nachylił się nade mną. Zanim mnie pocałował powiedział:
– Jak bardzo mi odbiło na twoim punkcie.
Potem straciłam kontrolę z bazą, bo Marcin po prostu odłączył mnie od tego, co działo się na zewnątrz. W szalonym pośpiechu przemieściliśmy się na kozetkę. Szamotaliśmy się z ubraniami, jakbyśmy zapomnieli, jak działają guziki i zamki. Zdążyliśmy się zmęczyć, nim zetknęliśmy się nagimi ciałami.
Zdyszana leżałam przed nim zupełnie naga. Nigdy nie wstydziłam się nagości, teraz też się nie denerwowałam, bo widziałam w oczach Marcina zachwyt. Czysty zachwyt i coś więcej. Coś, co dostrzegłam w nich wtedy w jego mieszkaniu, gdy się mną zaopiekował. Czułość. Tak, nawet w tej chwili tak na mnie patrzył.
Zawisł nade mną, opierając się rękoma po obu stronach mojej głowy.
– Jesteś pewna? – musnął ustami moją dolną wargę.
W odpowiedzi objęłam go dłońmi w pasie. Odurzona zapachem jego ciała nie byłam w stanie sklecić jednej składnej myśli. Skinęłam głową, żeby wiedział, że pragnę go tak samo, jak on pragnął mnie.
Pocałował mnie. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Chciałam poczuć go całego. Chciałam, żebyśmy stykali się każdym fragmentem ciała. W którymś momencie Marcin założył gumkę, podniósł moją nogę, położył ją sobie na biodro, a potem wszedł we mnie. Najpierw powoli, jakby chciał mnie wybadać, a po chwili poczułam go głębiej. Nasze głośne jęki zalały pomieszczenie.
– Kurwa! – syknął Marcin i doskonale go rozumiałam.
To było mocne.
Pierwszy ładunek rozkoszy przeszył mnie na wskroś.
Nie przestawaliśmy się całować, bo to było dopełnieniem wszystkiego. Marcin coraz szybciej poruszał biodrami, a ja za każdym kolejnym pchnięciem byłam coraz bliżej. Przed moimi oczami zaczęły wirować srebrne drobinki, a serce zatłukło mi mocno w piersi.
Spoceni, zmordowani i kompletnie oszołomieni doszliśmy niemal równocześnie. Gdy obezwładnił mnie silny orgazm, wbiłam paznokcie w jego plecy. Mój głośny jęk odbił się echem od ścian. Marcin zadrżał ostatni raz i opadł na mnie bez sił. Jego ciężki, szybki oddech pieścił skórę na mojej szyi. Po chwili ciepło oddechu zamieniło się w delikatne pocałunki, a potem lizanie.
– Co robisz? – zaśmiałam się.
– Nie widać? – powiedział, nie przerywając.
– Zlizujesz mój pot? – powiedziałam lekko zaszokowana.
– Zlizuję twój zapach i smak – odparł niezrażony – Nigdy w życiu nic tak mi nie smakowało.
Boże. Znowu się podnieciłam.
Po chwili wysunął się ze mnie, zdjął prezerwatywę i zawinął ją w chusteczkę. Położył się obok mnie i przyciągnął do siebie. Odwróciłam się do niego bokiem i wpatrywałam w jego oczy, przykryte w całości czarną źrenicą.
– Jak było? – zapytał, gładząc mnie po plecach.
Było mi tak dobrze. Poczułam ociężałość i senność.
– Zajebiście, Marcin. Było zajebiście – przyznałam szczerze.
Uśmiechnął się szeroko. Wow. Ten uśmiech był piękny. Dotknęłam palcami jego ust, a potem przejechałam po skrzywionej nasadzie nosa.
– Przeszkadza ci to? – zapytał.
– Co? – odparłam zdezorientowana.
– Mój nos – znowu się uśmiechnął, ale tym razem z rezerwą.
– Dlaczego miałby mi przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Jest seksowny – dodałam.
Taka była prawda. Podobał mi się nawet w takiej łobuzerskiej wersji. Wzruszył ramionami i cmoknął opuszka mojego wskazującego palca.
Zmęczona zasnęłam. Było późno i powinniśmy wracać, ale żadne z nas tego nie chciało. Marcin pozwolił mi spać i obudził mnie dopiero o świcie. Chyba tamtego wieczora w raju działkowiczów, wśród grządek marchewek, pietruszek i odurzającym zapachu malw zrozumiałam, że Marcin to ten jedyny.
***
Ocknęłam się z tych cudownych wspomnień i przytuliłam mocniej do Marcina.
- Kocham cię – powiedziałam, bo chciałam, żeby to wiedział.
Za rzadko mu to mówiłam. Nie dlatego, że tak nie czułam, ale po prostu nie byłam typem, który strzela na prawo i lewo takimi wyznaniami. Były zbyt ważne i znaczące, żeby ich nadużywać.
– Ja ciebie też – odparł i wzmocnił uścisk.
Tak było idealnie. Ja i on byliśmy idealni i miałam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni, nieważne, co powie lekarz. Obiecałam Sarze, że zaraz po majówce się przebadam i wszystko będzie już dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz