Było
gorąco i parno, na czole czułam już kropelki potu. W lesie mimo cienia panowała
duchota, ale świergot ptaków i szelest liści przyjemnie odcinały mnie od świata
i nawet ten upał nie był aż tak dokuczliwy.
Odchyliłam gałąź jarzębiny, żeby przedostać się na ścieżkę, ale musiałam się zatrzymać, bo zaczepiłam o coś nogawką spodni. Syknęłam z bólu, gdy próbowałam wyszarpnąć nogę z plątaniny kłujących gałązek. Jedna z nich podrapała mi kostkę. Po chwili udało mi się wyplątać z tych chaszczy i znalazłam się na wydeptanej dróżce.